Krokodyl i Misiu powrócili. Znowu wylądowali na dywaniku u Prezesa, który postanowił postawić ich do pionu raz jeszcze. Tradycyjnie jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem. Dzieje się dużo, ale nie da się też ukryć, że już nie jest tak zabawnie jak w poprzednich odcinkach.
Oprócz Ministra Obrony i jego podopiecznego główną postacią bieżącego epizodu jest pani Beata. Twórcy znowu stanęli na wysokości zadania, parodiując rzeczywistą postać. Pani Premier w
Ucho Prezesa to doskonała satyra uwypuklająca delikatnie (ale też prześmiewczo) wszystkie wady i przywary prawdziwej szefowej rządu. Tym razem oczywiście kluczowy wydaje się ton głosu i sposób mówienia. Fizjonomia i charakteryzacja również jest bezbłędna. Cała jej postać stanowi jeden z zabawniejszych elementów dziewiątego odcinka.
Do fabuły zostaje wprowadzony również mąż Pani Premier, Edzio, który nie potrafi sobie poradzić z codziennymi obowiązkami i jest całkowicie podległy swojej małżonce. Zupełnym przeciwieństwem tej sytuacji jest jej stosunek do szalonego Antoniego, którego szefowa rządu ma za zadanie okiełznać. Oczywiście z tym drugim Beata sobie zupełnie nie radzi. Jej rozmowy ze swoim małżonkiem i późniejsze konwersacje z Ministrem działają na zasadzie kontrastu i mogą śmieszyć. Nie jest to jednak ten finezyjny humor, który przewijał się przez poprzednie epizody. Prezentuje on solidny kabaretowy poziom, kiedy to najbardziej bawią nieporozumienia, błędy językowe, lapsusy słowne i inne gafy. Przykładowo – pani Beata łaja bezlitośnie męża przez telefon, a świadkiem tej pogadanki jest Antoni, który odnosi wrażenie, że wszystkie inwektywy skierowane są w jego stronę. W ślad za tymi wydarzeniami pokornieje i wreszcie uznaje zwierzchnictwo Prezesa. Można uznać to za zabawny motyw, ale z pewnością gdzieś to już widzieliśmy.
Całe szczęście w omawianym odcinku jest masa komicznych odniesień do bieżących wydarzeń związanych z naszą sceną polityczną. Przybyły z Antonim Misiu wywija w rytm hitów białostockich dyskotek, Minister Obrony tłumaczy się pokrętnie ze swojej kraksy na autostradzie, a Pani Premier przy każdej możliwej okazji używa propagandowej formułki w kwestii ośmioletnich rządów konkurencyjnej partii. Zabawnie też wypada nostalgiczna rozmowa między wiecznie oczekującym Panem Prezydentem a najważniejszą osobą w rządzie, którzy wspominają czasy kampanii wyborczej, kiedy to stali na piedestale i byli ulubieńcami Prezesa. We wszystkich tych przypadkach Robert Górski strzela w dziesiątkę. Domeną tego satyryka zawsze był celny polityczny komentarz, więc nic dziwnego, że w
Ucho Prezesa czuje się jak ryba w wodzie.
Warto też zwrócić uwagę na symboliczny fakt, który być może nie miał charakteru prześmiewczego, ale był znamienny dla współczesnej sytuacji politycznej w Polsce. Otóż po raz pierwszy w historii serialu w fotelu Prezesa zasiada ktoś inny. Nasz wódz opuszcza swój tron, robiąc miejsce pani Beacie, jednak to Antoni go przejmuje. Można ten fakt potraktować jako ewidentną sugestię do hierarchii funkcjonującej w polskim obozie władzy. Miało być śmiesznie, wyszło strasznie. Niestety satyrycy nie pierwszy raz trafiają w punkt.
Dziewiąty odcinek
Ucha Prezesa, mimo że pozbawiony błyskotliwych żartów, do których serial nas przyzwyczaił w poprzednich epizodach, jest nadal sympatyczną rozrywką. Inteligentny komentarz polityczny zawsze w cenie, a Robert Górski w tej dziedzinie nie ma sobie równych. Poza tym zadanie ułatwia mu sam obóz władzy. Satyrycy często powtarzają przecież, że współczesna scena polityczna to taki „samograj”, który z każdym tygodniem dostarcza im kolejnych pomysłów na zabawne skecze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h