W najnowszym odcinku Ucha Prezesa nie zobaczymy słynnego gabinetu na Nowogrodzkiej. Przeniesiemy się za to do Pałacu Prezydenckiego i wybierzemy się na przejażdżkę prezesowską limuzyną… tzn. skodą.
Trzeba już na wstępie zaznaczyć, że do spotkania Prezesa z prezydentem znowu nie dochodzi. Nie jest to jakiś porażający spoiler – chyba każdy uważny widz zauważył tendencję twórców do robienia wszystkiego, aby nadać nadchodzącej rozmowie unikatowy charakter. Ich schadzka poprzedzana jest licznymi zapowiedziami, próbami sił i naradami z podwładnymi. Ciągłe podbudowywanie tego wątku, poprzez niekończące się wprowadzenia, nadaje mu charakter wisienki na torcie, clue programu, na który wszyscy czekają z niecierpliwością.
Wiedząc, że Prezes i prezydent dzisiaj się nie spotkają, możemy spokojnie delektować się wydarzeniami ekranowymi, bez niecierpliwego oczekiwania na finałową rozgrywkę. Kto kogo? dostarcza wiele emocji. Parafrazując tytuł arcydzieła wieszcza, epizod mógłby zostać zatytułowany Cierpieniami młodego Andrzeja. Odcinek można też odebrać jako odpowiedź Roberta Górskiego na serię Szybcy i wściekli. Ten dysonans współgra ze sobą idealnie. Jest częścią jednego, trzymającego w napięciu wątku.
Obserwujemy prezesowską ekipę wybierającą się do Pałacu oraz prezydenta z jego sekretarzem, którzy oczekują dostojnych gości. Zarówno Szef wszystkich szefów, jak i głowa państwa szykują się do spotkania jak na krwawą bitwę. Jeden w samochodzie, drugi za prezydenckim biurkiem – obaj próbują przewidzieć przebieg rozmowy. Ich domniemania przerywane są co chwile niespodziewanymi wydarzeniami.
Dzieje się dużo zarówno w samochodzie, jak i w Pałacu Prezydenckim. Twórcom wreszcie udaje się odnieść w zabawny sposób do motoryzacyjnych eskapad ekipy rządzącej. To już nie tylko krótka wzmianka w dialogu pomiędzy Wodzem a Mariuszem, a motyw przewodni całego wątku. Nie ma w tym może jakiejś wielkiej finezji, ale trudno się nie roześmiać podczas ciągłych kraks partyjnego auta, skwitowanych soczystym przekleństwem kierowcy.
Dobrą robotę robią również marszałkowie towarzyszący Prezesowi podczas przejażdżki. Stanisław z senatu i Marek z sejmu są jak Flip i Flap, całkiem różni i obaj niezwykle zabawni. Jeden ostry jak brzytwa, drugi potulny jak baranek. Siedząc obok Prezesa, przypominają aniołka i diabełka, znajdujących się na jego ramionach i szepczących mu do ucha.
Z kolei Pałac Prezydencki jest miejscem nostalgicznego spotkania. Pani Basia przybywa do prezydenta po prośbie. Abstrahując już od kuriozalnego sposobu, w jaki dostała się do budynku, wprowadza do odcinka dużo emocji i wzruszenia. Trzeba przyznać, że między tą dwójką zawsze była chemia. Widać to szczególnie w bieżącym odcinku, gdy prawie padają sobie w objęcia i wyznają miłość. Być może serial zakończy się jakimś love story? Może oboje rzucą całe to piekiełko w diabły i uciekną razem w Bieszczady?
Kilka słów należy się jeszcze sekretarzowi pana prezydenta. W rzeczywistości to bardzo ciekawa postać. Niepozorny gość, który nie boi się stanąć w szranki z najbardziej krwiożerczymi kreaturami w polskiej polityce. Pan Krzysztof wzbudza sympatię po obu stronach barykady. Jego debiut wyszedł poprawnie, ale nic poza tym. Nie trudno upodobnić się do łysego gościa z okularach, jednak - aby odpowiednio sparodiować tak charakterystyczną postać - trzeba czegoś więcej. Możemy być jednak pewni, że w tym przypadku ciąg dalszy nastąpi.
Odcinek kończy się pukaniem. Tym razem nie do gabinetu na Nowogrodzkiej, a do jednej z sal w Pałacu Prezydenckim. Czy to kolejny sprytny wybieg twórców? W następnym odcinku akcja wróci do gabinetu Prezesa, a spotkanie zostanie wspomniane w krótkim dialogu pomiędzy Szefem a Mariuszem. A może tym razem jednak zobaczymy to, na co czekamy od początku pierwszego sezonu? Rozmowa prezydenta z Prezesem to szansa na wyborny odcinek. Rzeczywiste relacje pomiędzy tą dwójką już od lat dostarczają materiału do licznych gagów i skeczy. Nic do tej pory nie zostało wykorzystane. Jak będzie w rzeczywistości, dowiemy się już za tydzień.