Kriss musi jednak pamiętać, że wcale nie tak prosto jest sięgnąć po najwyższą władzę – posiadanie berła zmarłego króla może rzucić w ręce kobiety jedno z królestw, ale by zjednoczyć wszystkie, trzeba czegoś więcej. Prawa zarówno bogów, jak i ludzi mówią jasno: by zostać królową, kobieta musi wykazać swe szlachetne pochodzenie, dokonać na polu bitwy chwalebnych czynów, posiadać poczucie sprawiedliwości oraz urodzić potomka, by udowodnić swą dojrzałość. W wypadku niedopełnienia któregokolwiek z owych warunków Althing nie może ozdobić skroni kandydata koroną. I choć Kriss de Valnor nie może spełnić jednego z warunków niezależnie od tego, jak bardzo będzie się starać, zaszła zbyt daleko, by się teraz poddać. Musi opracować jakiś plan, choć myśli mąci jej świadomość, że Thorgal płynie teraz na południe, ścigając porywaczy ich syna, Aniela, zaś ona nie jest w stanie pomóc żadnemu z nich.
W tym samym czasie, choć w innym miejscu, zamaskowany władca kryjący się pod fałszywym imieniem Taljar Sologhonn prowadzi swoich ludzi do partyzanckiej walki z oddziałami cesarza Magnusa. Harda ludność z Północy nie ma zamiaru opuścić tradycji swoich przodków, nie ma zamiaru wyrzec się dawnych bogów na rzecz Javhusa z Południa. Dlatego też wojownicy garną się do zamaskowanego obrońcy oraz jego towarzyszy zwanych zarządcami, wciąż jednak jest ich zbyt niewielu, by wyprzeć z kraju przodków wojska cesarza. Zarówno dumna posiadaczka korony Północnego Wschodu, jak i młody dowódca będą musieli zawrzeć sojusz z rozsądku, by osiągnąć swoje własne cele. Pytanie jednak, kto wyjdzie na nim lepiej.
Cykl dotyczący Kriss de Valnor stworzony został przez Giulio de Vita oraz Yves'a Sente i stosunkowo dobrze przyjęty przez miłośników świata Thorgala. Przyciąga zresztą sama postać głównej bohaterki - nietuzinkowa, przyjemna dla oka i zdecydowanie nie czarno-biała. Historia w nim opisana łączy się z główną fabułą (vide tom 33, "Statek Mieczy") tworzoną obecnie przez Grzegorza Rosińskiego oraz Yves'a Sente. Moim zdaniem rysunki Rosińskiego lepiej obrazują opowiadaną historię niż dzieła de Vita i zdają się być bardziej żywe, ale to każdy czytający musi ocenić sam. Sojusze to z pewnością tom ciekawy, choć nieco przewidywalny. Na efekty podjętych w nim decyzji czekać będzie trzeba do kolejnej części, możemy mieć jednak pewność, że będą one znaczące.