Upadek królestwa dobiegł końca. Czy 5. sezon dobrze zamknął tę znakomicie opowiadaną historię?
Upadek królestwa w finałowym sezonie na pewno nie schodzi poniżej odpowiedniego poziomu i jakości. Dobrze, że twórcy nie poszli drogą
Wikingów i nie sprawili, że ostatnie sezony były gorsze. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że 5. sezon
The Last Kingdom wydaje się dziwnie nierówny. Mamy zbyt dużo wątków, które doprowadzają do pospiesznej konkluzji. Nie ma jednostajnego budowania historii jak w poprzednich sezonach. Miałem wrażenie, że niektóre motywy są niedopracowane i nie miały czasu wybrzmieć. Prawdopodobnie docelowo były wymyślone na dwie serie. Porównując je do poprzednich sezonów - tam liczba wątków, ich rozwój i droga do kulminacji działały o wiele lepiej, dały widzom większą satysfakcję.
Tak naprawdę ten sezon ma problem z początkiem, w którym wątki wydają się zwyczajnie niedopracowane. Najpierw dostajemy Bridę, która tworzy wokół siebie i córki dziwny kult. Zalążek opowieści wydaje się nawet obiecujący, a pierwsze sceny to doskonała jakość realizacji i dobry klimat. Jednak wraz z rozwojem wątku można wręcz odnieść wrażenie, że został on zamknięty za szybko i nieumiejętnie. Coś, co zapowiadało się na centralny motyw sezonu, nagle zostaje ucięte bez konkluzji. Śmierć córki Bridy wydaje się głupia i wymuszona, a jej konsekwencje w obrazie przemiany i ewolucji Bridy nie mają wiarygodności. Nie wierzę w to, że po wydarzeniach z pierwszych odcinków, gdy atakowała rodzinę Uhtreda, nagle chce znów się z nim bratać. Choć przyznam, że finałowe starcie Uhtreda z Bridą miało odpowiednią dawkę emocjonalną, ale niesmak pozostał, bo droga do tego momentu była zbyt pospieszna, chaotyczna i pozbawiona jakości, jakiej po tym serialu oczekujemy.
Podobnie było z Ethelfledą. Wątek okazał się całkowicie przestrzelony i zmarnował potencjał przez niepotrzebne przeciąganie i komplikowanie. Takim sposobem kolejne sceny z miłością Uhtreda zwyczajnie nudzą i męczą, bo nie wnoszą nic do historii pod kątem emocjonalnym i fabularnym. A mówimy tak naprawdę o jednej trzeciej sezonu, która przez tego typu tematy wywołuje mieszane odczucia i pozostawia niesmak.
Plusem na pewno jest fakt, że teść króla Edwarda jest tak szalenie irytującą postacią, podobnie jak w poprzednim sezonie, że aż życzymy mu śmierci w każdej sekundzie ekranowego występu. To teoretycznie dobry czarny charakter, ale brakuje mu charyzmy, by był postacią jeszcze ciekawszą. Nie ma tu żadnego rozwoju i nawet śmierć jego córki nic tak naprawdę nie zmieniła.
Śmierć Ethelfledy rozruszała
Upadek królestwa. Konflikt spreparowany przez wspomnianego antagonistę daje to, do czego ten serial przyzwyczaił. Dobre sceny walk, przelew krwi i dużo emocji. Choćby w związku z córką imieniem Stiorra, która traci męża i zarazem szacunek do ojca. To też wszystko dobrze działa na Edwarda, dodaje mu sporo charakteru i bezwzględności. Czasem jest irytująco naiwny i zbyt impulsywny, ale w porównaniu do jego nijakości z poprzedniej serii tym razem jest jakiś. Postać nieźle się rozwinęła i dobrze spełnia swoją funkcję. Szkoda, że wszystko jest tak pospieszenie opowiadane, bo mamy mało czasu i mało odcinków.
Wiadomo było, że Bebbanburg, czyli rodzinny dom Uhtreda, będzie kluczowym wątkiem końcówki sezonu. Dobrze powiązano to z całą główną intrygą, dzięki czemu sezon staje się lepszy wraz z rozwojem fabuły. Druga połowa to wszystko to, za co ten serial kochają widzowie. Klimat, fantastyczne postacie (Uhtred i jego kompania) i świetnie zrealizowane bitwy. Walka o Bebbanburg przy mimo wszystko niewielkim budżecie wypada efektownie i - co jest kluczowe - emocjonująco. Dzięki temu sama historia Uhtreda kończy się obiecująco, bo jest zemsta, odzyskanie włości i - co ważne w kontekście filmowej kontynuacji - zaznaczenie swojego miejsca na mapie politycznej ku niezadowoleniu Edwarda. I tym sposobem, mimo niedopracowanych wątków i mieszanych odczuć, druga połowa sezonu nie pozostawia negatywnych wrażeń.
Upadek królestwa to świetny serial oparty na ciekawym pierwowzorze literackim. 3. sezon nadal pozostaje majstersztykiem budowania historii, emocji i relacji postaci (Alfred i Edwarda), ale kolejne dwa - pomimo tego, że siłą rzeczy tak dobre nie są - utrzymują jakość tego serialu. 5. sezon ma dobre nowe postaci i elementy w wątkach, które zadowalają na głębszym poziomie. Detale trafiają w punkt. Gdyby seria nie sprawiała wrażenia zbyt skondensowanej fabularnie, pewnie poziom byłby wyższy. Pozostaje niedosyt i nadzieja, że zmianę formy w filmowej kontynuacji zaliczymy na plus.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h