Joe Albany mimo swojego niewątpliwego talentu i wielkich osiągnięć dzisiaj odszedł już nieco w niepamięć. Pamiętany głównie przez zagorzałych miłośników jazzu, nie cieszy się aż takim masowym kultem jak jego bardziej znani koledzy. Jednak to właśnie jego życie i karierę postanowił w filmie Low Down przypomnieć Jeff Preiss.
Już sam tytuł sugeruje nam po części, z jakiego typu historią będziemy mieć do czynienia. Stopniowy upadek i pogrążanie się w narkotycznym nałogu obserwujemy z perspektywy małoletniej córki Joe, Amy, która próbuje odnaleźć się jakoś w rzeczywistości zdominowanej przez nałogi rodziców oraz samą pracę ojca.
Upadek legendy to bardzo kameralny film. Bez wielkich fajerwerków, mocnych scen (nawet sceny pokazujące uzależnienie Joego nie są aż tak bulwersujące), spokojnie toczy się swoim rytmem aż do końca. Z jednej strony to wada (przydałby się chociaż jeden mocniejszy akcent, który rozruszałby tę grzęznącą nieraz fabułę), z drugiej zaś - mocna strona filmu. Kinematografia przyzwyczaiła nas do tego, że filmowe biografie wybitnych muzyków najczęściej pełne są bulwersujących i przede wszystkim smutnych scen pokazujących tragiczny upadek tych, którzy kiedyś znajdowali się na samym szczycie. Tymczasem film Preissa pokazuje, że Albany był tak naprawdę zwykłym gościem, który w pewnym momencie mocno się pogubił, niszcząc tym samym życie sobie i ludziom dookoła. Wszystko rozgrywa się w ciszy i spokoju, bez mocnych scen i krzywdzących słów. Bohaterowie momentami wydają się po prostu pogodzeni ze swoim losem.
No url
Dobrym wyborem było obsadzenie w tej roli Johna Hawkesa, który już fizycznie bardzo przypomina słynnego muzyka. Poradził sobie również z warstwą emocjonalną swojej postaci, przez co przyjemnie i wiarygodnie ogląda się go na ekranie. Szkoda tylko, że scenariusz nie dał mu możliwości wykazania się w pełni i zaprezentowania pełnej palety swoich możliwości.
Nie gorzej wypadła młodziutka Elle Fanning, która z każdym kolejnym filmem udowadnia, że ma do pokazania więcej niż jej bardziej popularna siostra. Sprawdziła się jako młoda, niewinna i zagubiona dziewczyna, która spragniona jest oparcia i miłości, nawet tej od swojego dysfunkcyjnego ojca. Z Hawkesem tworzą całkiem zgrany duet. Szkoda tylko, że rola utalentowanej Leny Headey została sprowadzona do stereotypowej złej matki, która pogrążając się w nałogu, ma całkowicie gdzieś to, co dzieje się z jej córką.
Low Down to film niewątpliwie świetnie zagrany i zrealizowany. Typowa, w pełni sprawna rzemieślnicza robota. Świetnie odwzorowany klimat tamtego okresu, dobre zdjęcia i jeszcze lepsza muzyka, będąca odrębnym bohaterem historii. Nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że brakuje tu po prostu pewnej kropki nad i. Charyzmy, która spinałaby całość i dodawała tej historii energii. W takiej formie oglądamy tę opowieść może i bez problemów, ale z pewnością też bez większych emocji. Po zakończeniu seansu wzruszamy ramionami i idziemy dalej - a szkoda, bo Joe Albany z pewnością zasługiwał na coś więcej niż tylko poprawny film.