Venom. Tom 2 to nowa odsłona serii Donny'ego Catesa. Jest ona naprawdę udana, zwłaszcza w tych momentach, w których skupia się na postaci Eddiego Brocka.
Venom. Tom 2 stanie się dla Was wyśmienitą okazją ku temu, abyście znacznie lepiej niż dotychczas poznali Eddiego Brocka – scenarzyści
Donny Cates i
Cullen Bunn zadbali bowiem o wyeksponowanie w tej postaci ludzkiego, ułomnego pierwiastka, a sam bohater po rozdzieleniu się z tytułowym symbiontem musi stawić czoło swoim największym lękom i koszmarom. Nie oznacza to co prawda, że w tej opowieści Venom schodzi na dalszy plan wydarzeń; jest jednak coś intrygującego i zarazem niepokojącego w obserwowaniu działań Brocka bez symbiotycznego wspomagania. Warstwa psychologiczna recenzowanego tomu potrafi wciągnąć bez reszty, lecz odpowiedzialni za niego twórcy doskonale zdają sobie sprawę, że fani świata superbohaterów i złoczyńców Marvela będą nieustannie poszukiwać w komiksach tego, co im doskonale znane – prawdopodobnie dlatego zdecydowali się oni na powrót Carnage'a, ustawiając tym samym podwaliny pod szeroko zakrojony event
Absolute Carnage. Druga odsłona serii Catesa tylko potwierdza, z jak wybornym cyklem mamy w tym przypadku do czynienia. W dodatku rozbudzi ona nasze apetyty w kontekście dalszych etapów przygód symbionta i jego ludzkiego gospodarza.
Zaczynamy od mocnego uderzenia: Brock wydawałoby się raz na zawsze żegna Venoma, po czym staje się ofiarą prześladowań ze strony... elfickich wiedźm. Pisany przez Bunna tie-in
Wojny światów przedstawia więc następstwa inwazji Malekitha na naszą planetę, skupiając się właśnie na poczynaniach Eddiego – ojca opiekującego się swoim synem, Dylanem, który w obliczu nadejścia przerażającego zła nie może skorzystać z pomocy Venoma. Podstępne wiedźmy chcą mu w dodatku wcisnąć pewien artefakt, który docelowo spełni każde z jego marzeń. Pułapka? A może szansa na zupełnie nowe życie? Na tym jednak wcale nie koniec. Później w tej opowieści członkowie złowrogiej sekty chcą wskrzesić odwiecznego wroga Venoma, Carnage'a. Nie dość, że Brock w chwili obecnej nie wie, jak się przed nim bronić, to jeszcze śmiertelnie niebezpieczny Cletus Kasady staje się prorokiem i fanatycznym wręcz wyznawcą nadchodzącego nad Ziemię Króla w Czerni. Położenie protagonisty wydaje się beznadziejne.
Odpowiedzialny za 3 zeszyty wchodzące w skład tego tomu Cates jest aż do bólu konsekwentny w sposobie prowadzenia przez siebie narracji; na szczególną uwagę zasługuje to, jak precyzyjnie i umiejętnie łączy on w swojej opowieści konwencje horroru i thrillera psychologicznego. Dzięki tej mieszance czytelnicy mogą zanurzyć się zarówno w rozrastającej się w recenzowanym cyklu mitologii Venoma, jak i w umyśle samego Brocka. W tym drugim przypadku scenarzysta stara się uwypuklić wszystkie niedoskonałości Eddiego: jego wewnętrzne słabości, lęki, napięcia emocjonalne. Mój osobisty podziw budzi również to, że psychologiczna wiwisekcja Brocka znajduje kontrast w podróży symbionta, tego samego, który w zagubieniu wśród ludzi przybiera nawet formę psa. Brock i Venom w zamyśle Catesa stają się chyba awersem i rewersem jednej opowieści; nawet ich rozbicie sprawia, że zaczynają na siebie mocniej oddziaływać. Do tego wszystkiego dodajmy kapitalnie zaserwowane wątki mające za zadanie poszerzać mitologię komiksowych symbiontów.
Warstwa graficzna albumu, za którą odpowiadali m.in.
Iban Coello i
Danilo S. Beyruth, stoi artystyczną odwagą, mrokiem i czymś, co moglibyśmy określić mianem „metalowej” konwencji. Są w tym tomie ilustracje, które mogą przerazić; wydaje się właściwie, że rysownicy kierują swoje prace w pierwszej kolejności do starszego czy po prostu dojrzalszego odbiorcy. Dzięki takiemu podejściu recenzowany komiks zaczyna tętnić tak życiem, jak i przybierającą tu rozmaite formy śmiercią.
Venom. Tom 2 jest najlepszym dowodem na to, że Donny Cates stał się dla świata komiksowych symbiontów prawdziwym wizjonerem. Podobnie jak drugi z scenarzystów, Cullen Bunn, potrafi on zgrabnie połączyć esencję przygód marvelowskiego Venoma z implementacją w nią coraz to nowszych i bardziej zaskakujących elementów. W toku rozważań nad najsłynniejszym z symbiontów niekiedy zdarza się nam zapomnieć o tym, że z punktu widzenia ewolucji postaci najważniejszy był dla niej moment spotkania Eddiego Brocka. Twórcy komiksu chcą nam o tym przypomnieć ze zdwojoną siłą, niejako przy okazji raz jeszcze pokazując, że w świecie Venoma-Brocka można zatracić się bez reszty.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h