W cieniu to fiński thriller szpiegowski, którego premiera odbędzie się już 27 sierpnia na kanale Epic Drama. Serial znacznie różni się jednak od skandynawskich produkcji, które dotychczas znaliśmy. Przeczytajcie recenzję dwóch pierwszych odcinków oryginalnego show.
W cieniuto serial, który jako pierwszy podjął się ukazania na ekranie historycznych wydarzeń, rozgrywających się w Helsinkach podczas zimnej wojny. Akcja produkcji toczy się w 1955 roku i skupia na szpiegowskiej działalności Finów, KGB oraz CIA, jaka miała miejsce w stolicy Finlandii. Wtedy to zarówno USA, jak i ZSRR pragnęły kontrolować skandynawski kraj leżący pomiędzy Wschodem a Zachodem. Idealną zaś okazją do poszerzenia wpływów dla obu mocarstw mogły być nadchodzące wybory prezydenckie.
W serialu mamy jednak ukłon również w stronę widzów, dla których dramat historyczny niekoniecznie byłby pierwszym wyborem. Scenarzystki Katri i Kristi Manninen połączyły w swej opowieści fakty z fikcją i przedstawiły wymyśloną wizję tego, co mogło się rozgrywać za kulisami prawdziwych wydarzeń – w tytułowym cieniu. Tym samym w pierwszych odcinkach dostajemy również fikcyjną, intrygująco zapowiadającą się historię Heleny. Bohaterkę poznajemy jako studentkę nowojorskiego uniwersytetu, która w skutek pewnych okoliczności włącza się w szpiegowską działalność swego chrzestnego. Mężczyzna stoi na czele grupy „Pięść”, walczącej o zachowanie niezależności i tożsamości kraju. Paralelnie Helena zaczyna odkrywać własną tożsamość – po tym, jak nawiedzają ją fragmenty wspomnień z dzieciństwa, kwestionuje to, co wie o swojej przeszłości.
Helena jest bohaterką, którą na początku trudno określić czy opisać. Jest dość nieprzewidywalna, sama nie do końca wie, co robi, i nie sposób stwierdzić, co nią kieruje. Taki stan rzeczy sprawia jednak, że dla widzów jawi się jako postać zagadkowa i interesująca. Poznajemy ją w punkcie granicznym jej życia. Obserwujemy, jak odkrywa w sobie predyspozycje do bycia szpiegiem, jak niejako staje się kimś na naszych oczach. Buduje więc swoją nową tożsamość, a jednocześnie stopniowo odsłania prawdę o swej przeszłości. Zasadnicze pytanie fabularne brzmi więc: kim jest Helena? Jak mówi jedna z postaci, Tabe, „Helena nie jest zwykłą córką chrzestną”. Ta mocna zapowiedź zachęca do dalszego śledzenia losów bohaterki i pozwala wierzyć, że obiecująca tajemnica będzie mieć satysfakcjonujące zakończenie.
Postaci drugoplanowe, jak i epizodyczne nie zostały potraktowane w serialu po macoszemu. Scenarzystki zadały sobie trud, by i tych bohaterów uczynić ciekawymi. W tym miejscu przywołam tylko postać Donalda, agenta CIA, dla działalności którego przykrywką jest… sprzedaż tamponów. Sowieci zaś, będący zasadniczo czarnymi charakterami, zostali rozwinięci i pogłębieni poprzez ukazanie rodzinnych relacji. Z samej obsady reżyser słusznie jest dumny, ponieważ rzeczywiście została świetnie skompletowana. Emmi Parviainen, portretująca Helenę, nie bez przyczyny została wyróżniona nominacją do fińskiej nagrody Golden Venla.
W jednym z wywiadów Katri i Kristi Manninen wyznały, że do napisania W cieniu zainspirował je serial Homeland. Fińska produkcja nie trzyma jednak widzów w takim napięciu, co amerykańska seria, lecz nie można bynajmniej powiedzieć, że wieje nudą. W dwóch pierwszych odcinkach W cieniu zaserwowano nam kilka wątków, które potencjalnie mogą się ciekawie rozwinąć w dalszym toku akcji, a opowieść ma szansę nabrać tempa. Dostajemy też dużo niewiadomych, na które chcemy poznać odpowiedzi. Trzeba więc przyznać, że początek W cieniu skłania nas, by poświecić tejże produkcji swój czas. Na plus serialu działa również ciekawe ukazanie pracy szpiegów, których metody są zaskakujące. Często muszą podejmować trudne decyzje, działać wbrew własnym emocjom, stosować brutalne, lecz konieczne środki ostrożności.
Interesującym patentem zastosowanym przez twórców W cieniu jest właśnie zestawienie mroku, tajemnicy, często mocnych i krwawych scen, z humorem, który nadaje lekkości całemu show. Serial otwiera bowiem poważna scena śpiewania patriotycznej pieśni, a już po chwili na zasadzie kontrastu dostajemy rewelacyjną, prześmieszną sekwencję, w której w sposób mistrzowski połączono humor, dynamikę i muzykę. Szczerze mówiąc, po tak udanym początku liczyłam, że scen utrzymanych w podobnym tonie będzie nieco więcej. Zdarzały się oczywiście pewne drobne perełki, jak np. przedrzeźnianie Tabe, jednej z bohaterek, przez Yrjö, chrzestnego Heleny, ale nie obraziłabym się wcale, gdyby podobnych błyskotliwych momentów było więcej.
Reżyser W cieniu, Antti-Jussi Annila, wyjawił, że estetyka, którą obserwujemy w serialu, zainspirowana została filmem CarolTodda Haynesa. Jest to spore zaskoczenie, lecz ciepłe barwy w połączeniu ze świetną muzyką i dopracowaną scenografią tworzą niespotykany, oryginalny i przyjemny klimat. Przyznam jednak, że na początku ta ciepła estetyka nie do końca mi pasowała, jako że stoi wbrew temu, czego oczekujemy od skandynawskiego serialu. I chociaż szybko dałam się przekonać, to możliwe, nie wszyscy fani chłodnych wizualnie kryminałów pójdą moim śladem.
Warto jednak docenić fakt, że pod wieloma względami twórcy zdecydowali się przetrzeć szlaki, odważyli się na coś innowacyjnego, a eksperymentując, zaryzykowali. I trzeba stwierdzić, że z próby tej wyszli obronną ręką - przynajmniej przy pierwszych dwóch odcinkach.