Ciemność potrafi być przerażająca. Wbrew pozorom nawet najstraszniejszy potwór, z którym stajemy twarzą w twarz, nie wywołuje w nas takiego lęku, jak to, co kryje się w mroku. Myśl o tym, że coś czai się w ciemności, widzi nas, choć my nie możemy go dostrzec, przyprawia o ciarki. Martin najwidoczniej doskonale zdaje sobie sprawę z tego mechanizmu i zaprasza nas do świata pogrążonego w mroku.
W domu robaka trudno nazwać powieścią. Nie jest to wielowątkowe, rozbudowane dzieło, do którego przyzwyczaił nas George R.R. Martin. Warto pamiętać, że oryginał pochodzi z 1976 roku, ale w Polsce jego premiera miała miejsce dopiero niecały miesiąc temu. W tym czasie najsłynniejsza saga w dorobku pisarza najprawdopodobniej nawet nie pojawiła się w jego wyobraźni. W domu robaka w żadnym aspekcie nie przypomina zatem słynnej Pieśni lodu i ognia. Jest od niej lekturą znacznie mroczniejszą. Wielu czytelników podkreśla, że nowość Wydawnictwa Zysk i S-ka to sztandarowy przykład stylu dark fantasy, elementy horroru są zatem w tym wypadku jak najbardziej wskazane. Sięgając po książkę nie powinniśmy spodziewać się miłej lektury. Dopadną nas w niej nie tylko obrzydliwe robaki, ale również solidnego kalibru przesłanie, które akurat jest charakterystyczne dla wszystkich dzieł autora.
Dom robaka to podziemie pełne krętych korytarzy i niebezpiecznych istot. Schyłek świata jest już bliski, więc wszędzie unosi się nieprzyjemny zapach rozkładu. Trudno powiedzieć, czy akcja toczy się na umierającej Ziemi, czy raczej na jakiejś innej planecie. Pewny jest tylko fakt, że na oczach czytelnika powoli gaśnie Słońce. Jakie miejsce w tym mrocznym świecie zajmują ludzie? Niektórzy całkiem dobrze się bawią. Urządzając maskarady i zajadając się robakami, próbują zagłuszyć w sobie strach przed tym, co będzie. Część z nich próbuje bagatelizować całą sprawę, część natomiast doszukuje się sensu w mistycznej historii o Białym Robaku. Nikt nie próbuje w jakikolwiek sposób wpłynąć na rozwój wydarzeń. Powszechnie panująca degeneracja obezwładnia bohaterów opowieści. Przełomem staje się starcie z Dostawcą Mięsa. Publicznie ośmieszony przez niego Annelyn postanawia się zemścić i w ten sposób wydaje na siebie wyrok. Jego życie zmienia się nieodwołalnie. Wszystkie mity upadają wokół niego z hukiem. Wyobrażenie o rzeczywistości przekręca się do góry nogami. Annelyn toczy walkę nie tylko ze swoim fizycznym wrogiem, ale także z marazmem, który zawładnął całym jego pokoleniem.
Historię Martina wypadałoby odczytywać metaforycznie. Ślepa wiara w Białego Robaka ukazuje nam, jak łatwo zawładnąć umysłami ludzi, którzy boją się schyłku swojej epoki. Wojna z Jękolami to bezsensowna walka, która oba ludy pozbawia szans na przetrwanie. Autor, jak zwykle, stara się przekonać nas, że toczenie wojny na śmierć i życie ze zbiorowym wrogiem, jest dużo łatwiejsze od stanięcia z nim twarzą w twarz i zadaniem ostatecznego ciosu. Annelyn też ma okazję przekonać się o tym, że nawet ten jego mroczny świat nie jest czarno-biały i że nie zawsze należy wierzyć w to, przy czym upiera się większość.
W domu robaka to książka, która nie jest przyjemna w odbiorze. Pomijając już niewygodne prawdy, które głosi autor, jego opowieść pełna jest obrzydliwości. Ja nie odnalazłam się w tym świecie. Być może okazał się dla mnie zbyt brutalny. A być może potrzebuję nieco dłużej pobyć z danym bohaterem, by się z nim zaprzyjaźnić. Książka Martina jest dobrą rozrywką na jeden wieczór. Szybko się ją czyta i równie szybko się o niej zapomina.