Nie da się ukryć, że w Pearson Hardman atmosfera zagęszcza się coraz bardziej. Poszczególni bohaterowie są coraz bardziej nerwowi. Sprawa pozwu o oszustwo może w tym odcinku nieco zwolniła tempa, ale ukazała kolejne konsekwencje i zwróciła uwagę na inne aspekty niż tylko samo rozwiązanie problemu.
Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się postawa Donny, która złamała prawo i do tego okłamała przełożonego. O tym nie ma co się za dużo rozwodzić. Z dobrych pobudek popełniła zły czyn i poniosła za to konsekwencje. Oczywiście mogło to wzbudzić w widzach uczucia niesprawiedliwości, czy złości, ale mnie na tę chwilę martwi zupełnie co innego. Mianowicie fakt, że prawdopodobnie nie będziemy widzieli tej postaci przez najbliższe odcinki, a wnosiła ona wiele do kancelarii. Jej przekomarzania z Harveyem, czy babskie rozmowy z Rachel tworzyły swoisty, wyjątkowy klimat, który pozwalał widzowi choć na chwilę oderwać się od poważniejszych tematów. Tym większa szkoda, gdyż twórcy zasugerowali w poprzednich odcinkach, że mogło być jakieś większe uczucie pomiędzy Donną, a Harveyem. Jednak przez jej zwolnienie, możemy długo poczekać na ciąg dalszy tego wątku. Co do samej gry aktorki - raczej ciężko było uwierzyć w emocje, które nią rzekomo targały, gdyż wielokrotnie pokazywała już jak na zawołanie umie płakać. Jednak mimo wszystko będzie bardzo brakowało panny Poulsen, gdyż była to bardzo wyrazista postać. Oby więc szybko wróciła. Wątpię bowiem, by twórcy tak łatwo zrezygnowali z niej na stałe.
[image-browser playlist="600671" suggest=""]
©2012 NBCUniversal, Inc.
Inną ważną sprawą, którą twórcy obiecali poruszyć w tym sezonie, jest relacja Harveya z Mikiem, co też teraz konsekwentnie czynią. Nie jest to już relacja podwładny-szef, gdzie młokos lata z podkulonym ogonem wykonując kolejne polecenia. Widzimy jak Ross się stawia, nie boi się dogryźć szefowi, walczy o swoje. To jest bardzo duży pozytyw. Pokazuje, że relacja tych dwóch panów nie stoi w miejscu, tylko ciągle ewoluuje. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że Harvey jest obecnie pod tak ogromną presją, jakiej do tej pory nie mogliśmy oglądać. To sprawia, że niekoniecznie musi respektować stawianie się współpracownika, który de facto powinien mu pomagać, a nie przysparzać kolejnych problemów. Ponadto podobało mi się jak scenarzyści połączyli tę relację ze sprawą młodego, dobrze zapowiadającego się tenisisty. Daje to poczucie integralności i jakiegoś większego zamysłu. Natomiast sam Mike Ross w sądzie, to czysta poezja. W porównaniu z jego pierwszą sprawą, gdzie został szybko sprowadzony na ziemię, teraz wie co robi i według zasady Harveya: "naciskaj, aż zaboli", konsekwentnie dąży do celu. Swoją drogą, chyba powoli staje się przełożonym. Wyraźnie podkreśla to scena kończąca sprawę, z klientem, gdy Ross bezbłędnie miażdży przyszłego menagera tenisisty.
W "Break Point" swoje pięć minut miała również Rachel. Tym razem w interakcji z Louisem, którego rola w tym odcinku została nieco zmarginalizowana. Meghan Markle jak zwykle świetnie wypadała w każdej swojej scenie. Jednak jej zagranie z podarowaniem pierwszego trofeum Rossa Louisowi, to był istny majstersztyk. W tym zachowaniu jest tyle smaczków i nawiązań, że scenarzyści mocno zaimponowali mi pomysłem na tę scenę. Ciekawym jest również do kogo wreszcie zwróci swe uczucia młoda asystentka, po niezbyt udanym epizodzie z Mikiem. Jej współczucie i uczuciowość są zdumiewające. Jednak na tę chwilę zdaje się bawić facetami w kancelarii. Z niecierpliwością czekam w jaką stronę twórcy rozwiną wątek tej postaci.
[image-browser playlist="600672" suggest=""]
©2012 NBCUniversal, Inc.
Nie za wiele można za to powiedzieć o samej wojnie w kancelarii. Tak - trwa w najlepsze. Są dogryzania między Jessicą, a Danielem, ale na ten moment nie wzbudza to większych emocji. W tym całym konflikcie brakuje bowiem jakichś większych elementów zaskoczenia. Jedno jest pewne – najlepsze jeszcze przed nami.
Suits w drugim sezonie zmienia nieco klimat na poważniejszy. Nie można powiedzieć, że jest gorzej. Jest po prostu inaczej. Nie ma już aż tak błyskotliwych dialogów, jak kiedyś. Jednak wątek główny, który twórcy konsekwentnie nakreślają, jest bardzo intrygujący. Do tego pogłębiające i zmieniające się relacje między postaciami oraz nieco szokujące zachowania bohaterów, nadrabiają brak humoru, do którego Suits nas przyzwyczaiło. Jest dobrze, ale zdaje się, że najlepsze dopiero przed nami. Tym razem bowiem pętla zaciska się nie wokół Mike’a, ale Harveya, Jessici i całej firmy.
Ocena: 8/10