Ten tydzień w dużej mierze pokazał nowe oblicze praktycznie wszystkich pracowników Pearson Hardman, którzy zostali postawieni na granicy swojej odporności psychicznej. Sprawa związana z oszustwem wymusiła jak najlepsze przygotowanie się do rozprawy sądowej we własnym gronie. Jednak, aby była wiarygodna, naprzeciwko Harveya musiał stanąć ktoś, kto będzie zdolny posunąć się do wszystkiego, tak jak Travis Tanner. Wybór musiał więc paść bezwzględnie na Louisa Litta. I był to strzał w przysłowiową dziesiątkę, bowiem panowie nienawidzą się jak nikt inny w firmie.
Bardzo przypadł mi do gustu pomysł z próbną rozprawą sądową, z którą mieliśmy już do czynienia w pierwszym sezonie. Wtedy to Mike Ross musiał się sprawdzić. Teraz to wielki Specter był zmuszony do wyjścia obroną ręką z bardzo trudnej sytuacji. Tym razem w rolę Temidy wcielił się Daniel Hardman, a uczestnicy procesu musieli koniecznie mówić prawdę, gdyż było to w ich interesie, jak nigdy dotąd. Takie przygotowanie sytuacji doprowadziło do istnego starcia charakterów, przekroczenia wszelkich granic, znalezienia kluczowego rozwiązania, a także pokazania znanych bohaterów z nowej strony. Wszelkie przesłuchania świadków to majstersztyk pod względem aktorstwa. Niezależnie czy na pytania musi odpowiadać Donna Poulsen czy Jessica Pearson oraz czy w roli pytającego znajduje się Louis Litt, czy wcześniej wspominania szefowa kancelarii. Każda z postaci dostaje swoje pięć minut i wykorzystuje je ze szwajcarską precyzją, dzięki czemu wszystkie sceny przesłuchań tworzą wyjątkową atmosferę napięcia i niepewności, a aktorzy bezbłędnie grają na uczuciach widza i swoich. Jest niezwykle trudno przewidzieć, co za chwilę się stanie: czy Specter pęknie i wybuchnie, a może Ross się popłacze jak małe dziecko w oburzeniu na zachowanie Louisa. Nieprzewidywalność - to właśnie jest mocną stroną zaistniałej sytuacji.
[image-browser playlist="600394" suggest=""]
©2012 NBCUniversal, Inc.
Na parę osobnych słów zasługuje także wynik starć między bohaterami. Oczywiście najbardziej zaskakują Specter i Litt. Pierwszy broni się praktycznie rękami i nogami, by nie wyjść na osobę, która przejmuje się i współczuje klientom, co wyraźnie widać w przełomowych momentach na jego twarzy. Walka jaka się w nim toczy to po prostu coś pięknego. Jednak my już dobrze wiemy jaki jest najlepszy closer w Nowy Jorku – po prostu, ludzki. Zgoła odmiennie prezentuje się Louis grany przez Ricka Hoffmana. Jak przystało na godnego oponenta, stara się być złem wcielonym, skutecznym w wykonaniu powierzonego mu zadania, przez co posuwa się na granice przyzwoitości przy przesłuchaniu Donny. Wyraźnie oburza to Mike’a, który musi z nim współpracować po raz kolejny. Jednak Rick mógł skraść serca widzów dopiero w dwóch późniejszych scenach. Pierwszy raz, kiedy w toalecie - chyba nomen omen, także po raz pierwszy – stawia się Harveyowi i walczy z nim na słowa jak równy z równym. Budzi to uznanie i szacunek, gdyż chyba każdy się spodziewał, że Specter wręcz rozniesie ze złości swojego kolegę. Twórcy jednak zaskoczyli, rozwiązując tę konfontację w niekonwencjonalny sposób. Drugą sceną był natomiast moment, kiedy Litt musiał uznać wyższość kolegi na zaimprowizowanej sali sądowej. To akurat nie dziwi nikogo, ale styl w jakim przyznaje, że Harvey jest lepszy i zasługuje na to co ma, robi wrażenie. Zgrzytając zębami i opierając się prawdzie, mimo wszystko, na każde pytanie Jessici odpowiada: "tak". Co ciekawe ta scena podkreśla już po raz kolejny, że skończyły się czasy, kiedy to Louis był potulnym chłopcem na posyłki i chce wykorzystać okres zmian w firmie. Rick Hoffman pokazuje to fenomenalnie odgrywając swoją rolę i pokazując swój kunszt aktorski, w chwili, kiedy jego bohater przechodzi okres zmian w swoim dotychczas ułożonym stylu bycia.
Sama sprawa pozwu o oszustwo została rozwiązania nieco w stylu Dr House'a, a nieco w stylu Suits. Bowiem moment, kiedy Mike wpada na pewien pomysł podczas rozmowy z Donną i leci, aby wcielić go w życie, to praktycznie kalka charyzmatycznego mizantropa z serialu stacji FOX. Natomiast już samo szukanie rozwiązania w papierkach, to klasyczny przykład Suits. Nieoczekiwanie, w tym wszystkim pomaga mu Daniel Hardman, co tylko podgrzewa atmosferę. Co jednak budzi duży niesmak, to fakt, że rozwiązując sprawę pozwu o oszustwo Harveya, sytuację wykorzystuje stary/nowy wspólnik zarządzający. Tym samym zamykając jeden wątek główny, twórcy wracają do tego, który otworzyli na samym początku sezonu, czyli walki o władzę w Pearson Hardman. O ile samo zachowanie Hardmana wzbudza niesmak, o tyle styl w jakim scenarzyści przeszli od jednego wątku do drugiego, budzi uznanie.
[image-browser playlist="600395" suggest=""]
©2012 NBCUniversal, Inc.
"Sucker Punch" pokazało, że siłą Suits nie są sprawy jednoodcinkowe, ale bohaterowie. Niezwykle wyraziści i idealnie wpisujący się w hasło promocyjne stacji USA Network, które brzmi: "Characters Welcome". W tym odcinku zostało to jeszcze bardziej podkreślone, uwypuklone oraz okraszone świetnym aktorstwem, które elektryzowało przez całe 45 minut. Co tu dużo mówić - Suits nadal zaskakuje i gwarantuje świetną rozrywkę. Mimo zmiany atmosfery - z bardzo luźnej, na poważną - nadal wciąga tak samo, jak podczas premierowego seansu rok temu.
Ocena: 8+/10