Louis Litt dostał to, czego od zawsze pragnął najbardziej – swoje nazwisko na ścianie kancelarii, ale to wcale nie znaczy, że jest teraz szczęśliwym człowiekiem. W najnowszym odcinku "W garniturach" musi stawić czoło tym, których jeszcze do niedawna uważał za przyjaciół.
"
W garniturach" („Suits”) powraca po ponad półrocznej przerwie odcinkiem „Enough is Enough”. Scenarzyści zostawili widzów na ten długi czas w niepewności, ale nie takiej znów wielkiej, bo chociaż Louis (Rick Hoffman) zna sekret Mike’a (Patrick J. Adams), to wcale nie znaczy, że nie spaliśmy po nocach, rozmyślając, co teraz z nim będzie. Nie pierwszy to przecież raz Ross wpadł w tarapaty z powodu swojego kłamstwa, pytanie zatem nie brzmiało
czy, ale
jak wywinie się z tego tym razem.
To się właściwie robi trochę nudne. Kolejna osoba wie o oszustwie głównego bohatera i kolejny raz ukrywanie tego oszustwa staje się główną osią serialu. Powtarzanie motywów przewodnich zaczyna wchodzić scenarzystom
„W garniturach” w krew. Kancelarię przed wrogami też już kilka razy trzeba było ratować, a kiedy wróg został pokonany, to wracamy do tego, co było jeszcze wcześniej. I tak w koło Macieju, jeszcze z parę sezonów można nakręcić. Byle tylko Harvey (Gabriel Macht) nie tracił rezonu, a Mike biegał za nim jak wierny piesek, podsuwając mu teczki z aktami - ludzie będą oglądać, a w naEKRANIE.pl będą recenzować.
Zmiana w sytuacji tej postaci była tak nagła i niespodziewana, że aż trudno w to uwierzyć. W jednej chwili z przegranego i pokonanego prawnika bez przyszłości zamienił się w rozdającego karty, a wszystko przez jeden głupi klucz. Przyznać trzeba, że w roli szukającego zemsty i ziejącego gniewem Rick Hoffman sprawdza się wyśmienicie. Niezależnie od tego, czy kibicujemy Littowi w jego dążeniach czy też nie, z ciekawością ogląda się jego kolejne posunięcia. I chociaż wiadomo, że cała ta złość oraz nienawiść to tylko przykrywka dla odwiecznie towarzyszącej mu niepewności i braku akceptacji, to nowy Louis jest całkiem ciekawy.
[video-browser playlist="658359" suggest=""]
Oczywiście ten odcinek nie byłby nawet w połowie tak dobry, gdyby ostatnie zdanie nie należało do Jessiki (Gina Torres). Po raz kolejny udowadnia ona, że jest bardziej cwana i przebiegła niż Harvey, Louis i Mike razem wzięci. Wykorzystanie ambicji Louisa przeciwko niemu było świetnym posunięciem. Pozwoliła mu chełpić się swoim zwycięstwem, rozpowiedzieć o nim wszem i wobec, przyzwyczaić się do myśli, że jego nazwisko zawiśnie na ścianie, a potem zagroziła mu, że może to wszystko stracić. Takie proste, a takie genialne.
Nie mogę oprzeć się myśli, że jeśli Louis nadal będzie się zachowywał tak jak do tej pory, to nowym celem dla jego świeżo upieczonych wspólników stanie się pozbycie się go z kancelarii. Nie będzie to dla Harveya i Jessiki żadna nowość, bo - jak zauważył w tym odcinku Mike - „ta firma częściej zmieniała nazwy niż Prince pseudonimy”. Nie można też zapomnieć, że Litt to plotkara, więc sekret Mike'a wcale nie jest u niego bezpieczny, a podpisana umowa wcale nie daje pewności, że nie chlapnie on czegoś przypadkiem i znów nie ściągnie kłopotów na siebie i wszystkich innych.
Czytaj również: Malin Akerman dołącza do obsady pilota serialu „Billions”
W tym odcinku Jessica (przy pomocy Mike’a, ale jednak) wreszcie doszła do ważnej konkluzji. Niezależnie od tego, jak bardzo jej się to nie podoba i jak bardzo chciałaby zrzucić całą winę na niego, sekret Rossa nie jest już tylko jego problemem. Byłoby tak, gdyby zwolniła go zaraz po tym, jak poznała prawdę - nie zrobiła tego jednak i teraz siedzą w tym wszyscy razem. A niedawno dołączył do nich Louis. Pytanie brzmi, czy będzie sobie umiał poradzić w nowej sytuacji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h