Długo zastanawiałem się, czy jednak nie podzielić recenzji, wszak sprawa wiodąca jest dla każdego z odcinków na pozór różna. Warto jednak zagłębić się i zobaczyć, że tak naprawdę nie chodzi o czyhające zagrożenie - przynajmniej nie w finale sezonu, który był wbrew pozorom niezwykle spokojny. W sporze, którzy odcinek jest lepszy, wygrywa zdecydowanie 15, tuż przed finałem. To właśnie w nim znajduje się to, co kochają fani "W garniturach", czyli świetna intryga, uczucie zagrożenia, błyskotliwe dialogi i dużo emocji czyhających do samego końca. I paradoksalnie to właśnie przedostatni odcinek sezonu zawyża mocno ocenę, bo sam w sobie był perfekcyjny. Dlatego jeżeli ktoś chce oceny cząstkowej, to może śmiało 15 epizodowi dać pełną dychę. Odcinek finałowy był jednak niezwykle ważny, dotykał on bowiem spraw dużo istotniejszych niż przyszłość kancelarii. Tyczył się on emocji, miłości, tego, co w nas siedzi wewnątrz i z czym musimy każdego dnia walczyć. Przede wszystkim pokazywał zaś to, czego fani od dawna oczekiwali: przeszłości zarówno Harveya, jak i Donny. A to o wiele ważniejsze niż kolejna ciekawa sprawa tygodnia, miesiąca czy wręcz sezonu, o czym doskonale przypomniała kwestia Cahilla, Forstmana i Woodala. Idąc jednak po kolei - wszystko zaczęło się w trzecim od końca odcinku, w którym to Donna, powołując się na ważny organ rządowy, uzyskała dostęp do dokumentów. Zakończenie z mocnym cliffhangerem sugerowało, że będzie wiele emocji. Twórcy przeszli jednak samych siebie. Od początku serwują emocjonalny rollercoaster z trudną przeciwniczką, czyli Evan. Chcąc ukręcić sprawie łeb, zwraca się do prokuratora, który ma ze Specterem wspólną, burzliwą przeszłość. To, co zachwyca od samego początku, to dialogi oraz zdeterminowanie postaci. Harvey jak lew broni Donny, jednocześnie potrafiąc być na nią wściekły, chociażby z bezsilności. Doskonale zagrane sceny - jak ta, w której naskakuje na sekretarkę, czy kiedy idzie do Mike'a i każe mu coś wymyślić - tylko to potwierdzają. Właściwie niemal każdy moment w przedfinałowym odcinku to mała perełka. Przez chwilę nawet pojawia się nadzieja, że całość skończy się w sądzie, ale scenarzyści szybko wracają do starych nawyków, zgodnie z którymi wszystko rozgrywa się i załatwia w kuluarach. Nieco szkoda, to jedyna rzecz, która by się przydała i w pełni mnie usatysfakcjonowała. Nie jest ona jednak tak ważna, gdy pada fundamentalne stwierdzenie, które odmienia całą dynamikę relacji Harveya i Donny. I to z ust samego Spectera. Oczywiście wszyscy się domyślali, że tak jest, ale sam Harvey to przed sobą ukrywał i wreszcie przyznał głośno, co czuje do swojej asystentki. [video-browser playlist="669860" suggest=""] Tym samym odcinek finałowy rozpoczyna się dokładnie w tym momencie, w którym zakończył się wcześniejszy. Ta ciągłość jest dobra, choć główna sprawa jest kompletnie niezwiązana z zagrożeniem utraty wolności przez Donnę. Nieco szkoda, bo można by rozbić tę kwestię na co najmniej dwa odcinki, co dałoby twórcom większe pole do popisu. Jednak nie ma co marudzić, gdyż widać, że scenarzyści mieli całkiem niezły pomysł. Całą bombę akcji odpalili przed finałem, na koniec zostawiając czas na emocje i flashbacki. Tym samym sprawa Woodala, Cahilla i Forstmana, która straszyła na początku czwartego sezonu i pojawiła się także jeszcze wcześniej, nie jest taka groźna. Szybko znajduje rozwiązanie, pozwalając wykazać się Rachel, która zdobywa uznanie w oczach Harveya. Jednocześnie pieczętuje związek Rossa i Zane poprzez piękne oświadczyny na samym końcu. Nie one są jednak najważniejsze, choć dobrze podsumowują ten trudny związek młodych prawników. O wiele ważniejsza jest Donna i Harvey. Masa umiejętnie wplecionych flashbacków pozwala nam zagłębić się w znajomość tej dwójki. I nawet jeśli pojawia się tam sprawa Forstmana, to jest ona nieważna. Dobrze wiedzieć, jak Specter poznał Donnę, jak go oczarowała i jaki na niego miała wpływ. To pozwala zrozumieć lepiej, jak wiele dla niego znaczy. Tym bardziej pozwala zrozumieć decyzję Donny, która odchodzi do Louisa. I tak, ona również wypowiada te najważniejsze słowa, które tworzą podwaliny i nadają nowej dynamiki w nadchodzącym, piątym sezonie. Na tym można byłoby zakończyć recenzję, bo każda scena, szczególnie te ostatnie w obu odcinkach, to istny majstersztyk. Najpierw Harvey mówiący, że musi już iść, potem Donna mówiąca, że odchodzi do Louisa, i mina Spectera pełna niewypowiedzianych pytań oraz uczuć. Szkoda jedynie, że po macoszemu potraktowano Jeffa, który po całym sezonie jawił się jedynie jako próba zwrócenia uwagi na nieco skostniałą już i zaledwie symboliczną rolę Jessiki. Istotnie, miewa ona swoje momenty, ale przez większość czasu jest zaledwie figurą pokazującą, że ktoś w kancelarii rządzi. Cieszy za to powrót starego, dobrego Louisa, który już nie chodzi naburmuszony i obrażony na cały świat. Czytaj również: „Impersonalni” nieoficjalnie z 5. sezonem Już nie mogę się doczekać zobaczenia, jaki będzie piąty sezon "W garniturach". Czekają nas zupełnie nowe relacje pomiędzy postaciami. Mike i Rachel zaręczyli się, zaś Harvey wreszcie przyznał, kogo naprawdę kocha. Na tę odrobinę love story twórcy mogą sobie spokojnie pozwolić. Choć czwarty sezon nie był najlepszym i miewał swoje gorsze momenty, to dwa ostatnie odcinki z nawiązką to odpłaciły. Majstersztyk!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj