W obronie syna rozpoczyna się jak wiele produkcji obyczajowych. Kochająca się rodzina Barberów, ojciec Andy, wzięty prokurator, pracująca w fundacji matka Laurie i niesprawiający kłopotów 14-letni syn Jacob. Wszystko jak w podręcznikowym przykładzie wzorowej familii. Jednak szybko historia przeradza się w mroczny thriller. Otóż w spokojnej miejscowości naszych bohaterów zostaje znalezione ciało kolegi ze szkoły Jacoba, który został brutalnie zadźgany. Sprawą z ramienia prokuratury zajmuje się Andy. W pewnym momencie trop prowadzi do Jacoba, który zostaje oskarżony o morderstwo. Rodzice przystępują do walki o oczyszczenie swojego syna z zarzutów.  Miałem okazję przeczytać świetny literacki pierwowzór tego miniserialu. William Landay, podobnie jak główny bohater powieści, był wiele lat prokuratorem i doskonale opisał w książce poszczególne etapy procesu ze strony prawnej. Muszę przyznać twórcom miniserialu, że w pierwszych odcinkach równie dobrze przenieśli to na ekran. Scenarzyści zawarli szczegółowe elementy wstępne procesu, jednak w taki sposób, aby nie zanudzić widza prawniczymi niuansami. Udało się to zbalansować, bo proces nie przyćmiewał historii, ale stał się jej sprawnym uzupełnieniem. Pod względem konstrukcji intryga jest prowadzona naprawdę dobrze, twórcy odkreślają poszczególne elementy drogi procesowej, przy okazji zagłębiając się w aspekty śledztwa. To wszystko przeplata się bardzo płynnie ze sobą, nie ma zaburzeń tempa, ogląda się tę historię naprawdę nieźle, nie ma dłużyzn, które mogłyby wprowadzać chaos do narracji. 
materiały prasowe
Jednak problem przychodzi, gdy twórcy starają się zbudować wokół całej sprawy suspens, przytrzymać widza w napięciu. Nie udaje im się to w większości wypadków. Wszystkie zwroty akcji i cliffhangery są podane jakby mimochodem, bez dobrego podbudowania. W pewnym momencie nie czuć napięcia, a w tego rodzaju produkcji trzymanie widza w odpowiednio kreowanej aurze tajemnicy i mylenie tropów powinno być obecne. Jednak twórcy w wielu miejscach nie potrafią tego zbudować. Ograniczanie się do niepewnych spojrzeń drugoplanowych postaci i podrzucenie kilku słabo skonstruowanych, opartych na kliszach cliffhangerów nie wystarczy, aby ten suspens utrzymywać w historii. W czasie seansu nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że gdyby za to wziął się bardziej utalentowany twórca, jak choćby David Fincher, to efekt byłby o wiele lepszy. Ale to dopiero trzy odcinki, więc jeszcze wiele może się zmienić, a jest na to szansa, bo wiem, jak dalej historia się potoczy. Zobaczę, jak twórcy wykorzystają potencjał, który drzemie w opowieści.  Twórcy w pierwszych odcinkach bardzo dobrze ukazali wszystkie niuanse, jakimi rządzą się małe, bardzo dobrze znające się społeczności. I świetnie pokazano, jak takie środowisko stopniowo odwraca się od tych, u których wydarzyła się tragedia . Doskonale rozwijane są  poszczególne etapy alienacji rodziny Barberów i demonizowania ich przez resztę społeczności. Udaje się to również dzięki bardzo dobrze dobranej obsadzie. Chris Evans i Michelle Dockery sprawdzają się jako rodzice dotknięci tragedią, których w pewnym momencie zaczyna przerastać skala problemu. Natomiast Jaeden Martell potrafi sprawnie wpasować się w charakter swojej postaci, wyobcowanego, trochę aspołecznego i dziwnego nastolatka. Chciałbym, aby ten jego wątek jako głównego oskarżonego wybrzmiał mocniej, ale myślę, że twórcy nadrobią to w kolejnych epizodach. W obronie syna to ciekawa, nowa pozycja na serialowej mapie świata. Dobra intryga, aktorstwo i element dramatu rodzinnego to jej mocne zalety. Nie obyło się bez błędów, ale nie przeszkadzają one za bardzo w oglądaniu produkcji. Polecam. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj