W normalnych okolicznościach napisałbym, że odcinek ten stanowi swoistą ciszę przed burzą, jaka nastąpi w epizodzie finałowym. Byłoby to jednak drastyczne niedopowiedzenie. Atmosfera w Newsroom jest teraz tak gęsta i napięta, że bardziej pasujące określenie to raczej "burza przed sztormem". Każda z postaci tłumi swoje emocje z całych sił, nie mogąc pozwolić sobie na nawet najmniejszą pomyłkę w czasie ogłaszania zwycięzców wyścigów o miejsce w amerykańskim parlamencie, czy też tego, w których stanach zwyciężyli dwaj kandydaci na prezydenta. Ktoś jednak na pewno w końcu wybuchnie, a my z niecierpliwością czekamy na tę detonację.
W nocy przed wyborami Will, Charlie i Mac złożyli swoje rezygnacje, których nie przyjęła Leona. Osoba stojąca na czele wielkiej korporacji nie chce iść na ugodę z Jerrym Dantaną i woli zachować się honorowo wobec pracowników jedynego oddziału swojego przedsiębiorstwa, który nie przynosi praktycznie żadnych zysków. Znów mamy tutaj przykład sorkinowskiego smaczku i zarazem pewnego rodzaju zaczepki wobec czwartej władzy. Twórca raczy nas obrazem swojej medialnej fantazji, która obraca realia dziennikarskiego bytu o 180 stopni. Na pewno spore grono żurnalistów we współczesnym świecie chciałoby, aby ich pracodawcy tak o nich walczyli i byli usatysfakcjonowani jedynie uczuciem dumy, jaką czują wobec pracowników swoich redakcji.
Tym razem sytuacja jest jednak ekstremalna. Wskaźniki zaufania News Night są minimalne, a jedynym ratunkiem wydaje się niemała rewolucja w newsroomie. Charlie stara się więc ocalić tonący statek w jedyny sposób, jaki uważa za racjonalny - błagając o swoje własne zwolnienie. Całkowicie zgadza się z nim Reese Lansing, wiceprezydent firmy i człowiek, który był gotowy pozbyć się wyżej wymienionej trójki od początku zmiany formatu programu na bardziej rzetelny i nieprzejmujący się wynikami oglądalności. Jesteśmy świadkami jednej z najlepszych scen sezonu, gdy na pytanie Skinnera, dlaczego ich po prostu nie zwolni, Reese odpowiada: - Mama mi nie pozwala.
[video-browser playlist="635288" suggest=""]Mac wygląda jak wrak człowieka. Jest zdruzgotana tym, co się stało, a na domiar złego nie może znieść, że zaszkodziła karierze Willa. Nie dość, że była źródłem jego problemów w życiu osobistym, to teraz jest również powodem perturbacji w tym zawodowym. Mimo że Kenzie jest chyba w najgorszym stanie psychicznym ze wszystkich postaci, zapoczątkowuje ona świetny wątek humorystyczny związany w edytowaniem fałszywych informacji zamieszczonych na łamach Wikipedii.
W czasie gdy Charlie zaciekle walczy o swoje bezrobocie, a Mac z samą sobą i internetową encyklopedią, Will - egocentryczna i cyniczna osobowość telewizyjna - zostaje mianowany strażnikiem zespołowego morale. Sorkin świetnie bawi się schematami bohaterów swojego serialu, a my razem z nim. Genoa tak bardzo rozbiła całą paczkę, że każdy zachowuje się na swój sposób absurdalnie i nie wiadomo czego się po kim spodziewać. Swojej tożsamości nie modyfikują chyba tylko Sloan i Don. Powalają ze śmiechu jej cięte riposty, słodka manipulacja innymi i nieudolne próby zawierania przyjaźni z innymi kobietami. Za to pełen luz i sarkastyczne komentarze Keefera również pomagają okiełznać dość ciężki klimat sytuacji, w jakiej znaleźli się protagoniści.
Część pierwsza "Election Night" stanowi idealne preludium do ostatniego odcinka drugiej serii. Chyba po raz pierwszy w historii serialu nie mamy pojęcia, co czeka naszych bohaterów. Sezon był prowadzony pod dyktando fikcyjnego wątku, który przed finałem pozostawił nasz redakcyjny zespół w totalnej rozsypce, więc możemy spodziewać się chyba wszystkiego. Oczywiście oprócz tego, że wybory prezydenckie wygra Mitt Romney.