James Tynion IV dał się poznać jako twórca nie tylko oryginalny, ale też doskonale rozumiejący, jak budować fabuły współczesnego horroru. Bazując na standardach, odświeża komiksowy horror i w intrygujący sposób osadza go w otaczającej nas współczesności. W takim środowisku, z którym – mniej lub bardziej, w zależności od pochodzenia – możemy się utożsamiać. Tak było przecież w Coś zabija dzieciaki – opowieści opartej na wyświechtanej do bólu kliszy o stworach mordujących dzieci w lesie. Historia dzieje się na typowej amerykańskiej prowincji, ale urasta z każdym odcinkiem do czegoś większego, bardziej zagadkowego i co najmniej dwuznacznego. Nie inaczej jest ze świetną serią Departament prawdy. Osadzona na podwalinie najbardziej klasycznych teorii spiskowych w historii świata, opowieść przemodelowywała je, budując coś zupełnie nowego, świeżego i oryginalnego. Żonglując archetypami teorii spiskowych, przeinaczała je, ubierała w nowy zestaw znaczeń i ukazywała w znanej nam rzeczywistości, ale w sposób znacząco różny od tego, do czego się przyzwyczailiśmy.

W W0rldtr33 znów sięga Tynion po środowisko powszechnie, w ujęciu globalnym, znajome, a wręcz – wydawać by się mogło – oswojone. Po internet. Środowisko, bez którego większość z nas nie potrafi już wyobrazić sobie współczesnego świata, codziennego życia. I zaszywa autor w tym środowisku doskonale skrojony, podskórny horror. O tyle przerażający, że mogący dosięgnąć każdego, kto z sieci korzysta. I prowadzący do rzeczy drastycznych, a zarazem niewyobrażalnych.

Źródło: Nagle Comics

Trochę żongluje tutaj Tynion problemem mimowolnego zaangażowania globalnych social mediów w zjawisko drastycznych aktów przemocy, jakie co jakiś czas wstrząsają społeczeństwami, zwłaszcza zachodnimi. Kolejne publiczne masakry, często relacjonowane (czasem w czasie późniejszym, już po fakcie, na bazie nagrań przypadkowych światków, powielanych rejestracji monitoringu etc.) w globalnych mediach społecznościowych, wzbudzają niezdrową sensację i dalekie są od rzetelnego przekazu informacyjnego, za jaki zwykle starają się uchodzić.

W komiksie te akty przemocy okazują się inspirowane, wywoływane i stymulowane przez tajemniczą siłę, ukrytą w czeluściach internetu… a raczej pod nim. Bohaterowie, ta niewielka grupka, która zna prawdę – przynajmniej częściową, bo jako nastolatkowie walczyli z pierwszą falą zagrożenia i (pozornie) je pokonali – używa określenia Undernet, ale nawet oni, może poza przewodzącym im Gabrielem, nie rozumieją do końca, z czym mają do czynienia.

Niegdyś udało im się powstrzymać zagrożenie. Ale teraz, po latach, ono powraca. I zdaje się potężniejsze, silniejsze niż kiedykolwiek. Może dlatego, że wzrosło globalne znaczenie internetu?

Komiks jest nasycony przemocą, brutalnością, która może nie jest pokazywana zupełnie bezpośrednio, raczej w pewnego rodzaju niedoszkicowanych, urywkowych kadrach. Ale nie umniejsza to szokującej siły wyrazu poszczególnych plansz. Zwłaszcza że im głębiej wchodzimy w opowiadaną historię, tym bardziej złożona się ona okazuje i tym mniej zdajemy się rozumieć. A podskórne poczucie strachu, wynikające z bezmyślności, przypadkowości popełnianych aktów przemocy, szokuje tym mocniej, im bardziej uświadamiamy sobie, jak łatwo takie zdarzenie może w realnym świecie trafić na nas lub naszych bliskich. Kiedy ktoś w naszej mikrospołeczności, w naszym otoczeniu przekroczy tę cienką barierę desperacji i wyrzuci z siebie gniew, niedostosowanie, frustracje w formie takiego, skanalizowanego aktu wulgarnej przemocy.

Owszem, z perspektywy polskiego odbiorcy zdaje się to dosyć mało prawdopodobne. Ale już amerykański czytelnik z pewnością ma z tyłu głowy zupełnie inne odczucia, jego postrzeganie potencjalności zagrożenia okazuje się większe, bardziej realne. A od dawna powtarzam, że horror skupia się przede wszystkim na katalizowaniu naszych osobistych lęków, ubieraniu w fikcyjną opowieść tego, czego się boimy, by niejako to oswoić, zakwalifikować podświadomie jako fikcję, więc tym samym przeciwieństwo realizmu.

Źródło: Nagle Comics

Całościowo trudno serię oceniać, bo nie wiadomo za bardzo, jak potoczy się dalszy ciąg tej opowieści. Jednak przyznać należy, że jak na otwierający tom, W0rldtr33 radzi sobie znakomicie, odwołując się do powszechnych, znanych i coraz bardziej realnych zagrożeń, ale też opierając się o globalne, współczesne medium, jakim jest internet. A to pozwala zaliczyć fabułę zarówno do quasi-cyberpunkowego science fiction, techno-thrillera, jak i horroru pełną gębą. Przyznaję, że dawno już żaden komiks nie wzbudził we mnie tak autentycznego poczucia dyskomfortu w trakcie lektury. By nie powiedzieć wprost – strachu.

Graficznie to dobrze narysowany tytuł. Po prostu. Nie jest to może rysunkowe arcydzieło, ale nadal kreska jest na tyle sprawna, by nie razić, a jednocześnie zgrabnie dopasowuje się do treści i ogólnego klimatu samej historii. Na uwagę zasługuje bardzo dobrze dobrana, stonowana kolorystyka, potęgująca jeszcze ogólne poczucie osaczenia i bezustannego zagrożenia.

Za graficzną stronę W0rldtr33 odpowiada dwójka twórców: rysownik Fernando Blanco oraz kolorystka (laureatka Eisnera) Jordie Bellaire. Polski czytelnik może ich znać z komiksów o Batmanie. I warto tutaj podkreślić, że świetnie dobrane kolory jeszcze podbijają poczucie zagrożenia w całej opowieści.

W0rldtr33 to bardzo mocny tytuł, jeden z moich typów do najlepszych komisów roku. Trzymający w napięciu, udanie balansujący pomiędzy mocną, powikłaną intrygą, ciekawie nakreślonym tłem społecznym i prawdziwym horrorem kryjącym się tuż obok nas. Do tego zgrabnie przerysowanym (agenci FBI, zwłaszcza ich szefowa) oraz na tyle współczesnym, by trafić również do nowego pokolenia odbiorców, którzy praktycznie nie znają świata bez internetu. I którzy staliby się niechybnie potencjalnymi ofiarami Undernetu, jeśli takowy by istniał. A czy nie istnieje naprawdę? A kto może być tego całkowicie pewnym?

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj