Najważniejsze pytanie padło pod koniec poprzedniego odcinka. Czyje jest dziecko nowej szefowej do spraw etyki w biurze Petera Florricka? Skoro syn ma dostać imię po ojcu, to sprawa wygląda na niezwykle prostą i klarowną. Byłaby to jednak tania zagrywka ze strony scenarzystów, a o to raczej twórców serialu trudno podejrzewać. Jak się można było spodziewać, sprawa znajduje swoje rozwiązanie i jest ono dość oczywiste, a jednocześnie satysfakcjonujące. Nie obchodzi się bez małego śledztwa Kalindy, ale każdy powinien być zadowolony. Mieszanie we wszystko gubernatora nie wyszłoby nikomu na dobre, szczególnie że Florrick ma własne problemy. 

Nie mniej ciekawie dzieje się w życiu Alicii. Nowy klient, czyli duet wesołych muzyków (doskonała rola Matthew Lillarda), to sprawa może mniejszej wagi niż dotychczas, ale na pewno nie gorsza. Kwestia praw autorskich, coverów i zasadniczego pytania: kiedy mamy do czynienia z plagiatem, parodią i twórczością własną, jest niezwykle na czasie, dobrze więc, że serial porusza te tematy. 

Oczywiście nie oszukujmy się. Zawsze rozchodzi się o pieniądze, a tym razem jest to ciekawa sumka, 1,2 mln dolarów, które cover zarobił na samym Itunes! Florrick/Agos postanawia pomóc nowym klientom, ale nie będzie to łatwa walka. Producent telewizyjnego show, którego posądzają o plagiat, napuszcza swojego najlepszego prawnika, wspomaganego przez... oczywiście, L.G! Sprawą zajmuje się zresztą sam Will. Właśnie w tym tkwi siła odcinka, jak i całej produkcji: w relacjach międzyludzkich opartych na wzajemnych żalach, problemach, trudnej przeszłości i niepewnej przyszłości. Rozegranie swoistej walki pomiędzy Gardnerem a Florrick zostało pokazane mistrzowsko. Każdy zna słabe punkty przeciwnika i skutecznie je wykorzystuje. Widać to doskonale w scenie wytrącania z rytmu Alicii przez Willa i założenia odpowiedniej sukienki. Ta dwójka ma się wyjątkowo ku sobie, ale wzajemny żal nie pozwala im się pogodzić. Ciekawa jest również metamorfoza Willa wynikająca ze zdrady kochanki. Łaknie on krwi, pragnie się rozwijać, niemal podbijać świat. Plany ekspansji L.G na Los Angeles to doskonały pomysł i aż szkoda, że nie ma przy jego boku Alicii, która podróżowałaby pomiędzy różnymi miastami, rozwiązując trudne sprawy. Zamiast tego co odcinek dostajemy kłótnię zarządu i Willa szukającego tylko okazji, by wygrywać z Alicią na sali sądowej. Jedyne, czego pragnie, to ją upokorzyć, pokazać jej, co utraciła. Pomysł na tę dwójkę jest doskonały. Nawet po tylu przejściach.

Właściwie każdy ma jakieś problemy. Kalinda nadal śledzi nowy nabytek w kancelarii Willa i Diane, a jednocześnie ma swoje sprawy z policjantką. Tutaj jedyne zastrzeżenie: nowa "kochanka" śledczej zachowuje się bardzo dziecinnie, niczym skrzywdzona dziewczynka, odrzucona i upokorzona. Osoba dorosła, do tego policjantka, powinna jednak zachować więcej pokory, nawet jeśli się zakocha. Szczególnie że wszyscy znają Kalindę. Potrafi w sobie rozkochać niemal każdego, ale tak samo szybko porzuca i nigdy niczego nie obiecuje. 

[video-browser playlist="635347" suggest=""]

Dobrym pomysłem jest wykorzystanie po raz kolejny Robin, nawet jeżeli tylko w formie epizodu. Jako że śledcza Florrick/Agos pragnie za wszelką cenę udowodnić swoją wartość, dobrze, że scenarzyści dają się jej wykazać. To już kolejna sprawa, która w końcówce zostaje rozwiązana właśnie dzięki niej poprzez znalezienie jakiegoś szczegółu, istotnego faktu czy kruczka prawnego. Tym razem jest to banalny dźwięk, niemal niesłyszalny, jednak na tyle istotny, że pozwala bohaterom zarobić, a ich klientom się odkuć. No i dokopać Willowi, a to chyba najważniejsze, przynajmniej z punktu widzenia prestiżu.

Eli również nie ma łatwego życia. Dopiero co uporał się z matką Petera, a już ma na głowie kwestię dziecka. I o ile ten problem zostaje rozwiązany, to - jak wspomniałem na początku - pojawia się zupełnie nowy, równie ciekawy. Domyślałem się, że twórcy powrócą do sprawy wyborów i urn wyborczych, ale nie wiedziałem, że w tak ciekawy sposób. Czyżby w gabinecie gubernatora był kret? 

Jedenasty odcinek to emocje, a także doskonałe rozwiązania scenariuszowe. Dostajemy to, czego możemy oczekiwać po serialu tej klasy. Bohaterowie cały czas się rozwijają, a ich wzajemne relacje są lepsze lub gorsze, ale zawsze ciekawe. Duża w tym zasługa aktorów, a jeszcze większa - doskonałego scenariusza. Nawet jeżeli dostajemy sprawę pozornie błahą, to jest ona przedstawiona w sposób ciekawy, a przy tym lekki i humorystyczny. Aż dziw bierze, że na sali sądowej można przekazać tyle emocji i stworzyć serial, który momentami - jeżeli włączymy w to elementy śledztwa - staje się niemal kryminalny. 

Ciekaw jestem, jak to rozwinie się w dalszej części sezonu. Na pewno wątek Florricka będzie dominujący, podobnie jak powolne, acz zdecydowane rozwijanie się agencji Cary'ego i Alicii. Trochę szkoda, że twórcy nie pokusili się o poruszenie kwestii uczuciowych żony gubernatora. Jej małżeństwo jest praktycznie fikcyjne, a napięcie seksualne pomiędzy nią i Willem - wyraźnie odczuwalne. Dobrze by było, gdyby Alicia dostała swoją szansę na miłość. Był to element szczególnie zaniedbywany, choć nie ma co się dziwić, gdy cały czas jest się żoną gubernatora, nawet jeżeli tylko dla mediów lub okazjonalnego seksu. 

Żona idealna potwierdza swoją klasę, utrzymując stale wysoki poziom. Najnowszy odcinek daje nam to, co najlepsze: pewne odpowiedzi, kilka nowych pytań, ciekawą, nietuzinkową i zabawną sprawę oraz Willa kontra Alicię. Czego więcej chcieć? 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj