Wampiry: Dziedzictwo stawiają przed Hope sytuację wręcz niemożliwą do akceptacji. Kobieta wpadła do Malivore, więc wszyscy zapomnieli, że kiedykolwiek istniała. Jej przebywanie w tym mrocznym miejscu ma swoje momenty - nawet jeśli są oparte na taniej konwencji serialu, mogą się podobać. Prosto, skutecznie i sugestywnie dostajemy przekaz, że Hope jest jedyną osobą, która może pokonać głównego złego tego serialu. Co prawda, nie pojawia się on we własnej osobie, ale jego syn jest zamknięty z Hope i twórcy trochę banalnie zmieniają go w czarny charakter. Wszystko przez troszkę egoistyczną pannę Mikaelson, która pewnie jeszcze odczuje konsekwencje tej decyzji. Trudno na razie coś więcej powiedzieć o tym "złym", bo prezentowany jest on prostymi środkami - mrużenie oczu, spojrzenie "spod byka" czy złowieszczy uśmieszek. Pozostaje liczyć, że jest w tym coś więcej, niż na razie widzimy. W rzeczywistości mijają miesiące, więc bohaterowie żyją dalej. Wygląda na to, że Josie i Landon się do siebie zbliżyli. Można by powiedzieć, że miło i sympatycznie, bo rzadko twórcy w sposób tak ciepły pokazują budowę uczucia w tym uniwersum. Pewnie, są to środki proste, trochę ograne w tej serii, ale nie ma to znaczenia - tym razem to działa. Problem taki, że jest to sugestia tego, co wielu starych odbiorców tego serialu nie znosi - trójkąta miłosnego. Tylko czy możemy o tym mówić w tym kontekście, gdy Landon nie wie o istnieniu Hope? Niestety, ale nie dostrzegam w tym potencjału, a wręcz istnieje ryzyko, że będzie to coś złego dla jakości serialu. Nie brak oczywiście momentów luźniejszych, bo w końcu to młodzieżowy serial, a fabuła rozgrywa się latem, więc wampiry przy grillu się dobrze bawią, Josie i Landon romansują, a Alaric poszukuje odpowiedzi, których nigdzie jeszcze nie ma. Plusem jest mało Lizzie, która nie irytuje swoim absurdalnymi wybuchami. Oby fabularne rewelacje o jej leczeniu przyniosły efekt, bo ten aspekt tej postaci w poprzednim sezonie był jednym z najgorszych i najsłabiej prowadzonych.  Końcówka jest trochę ckliwa, ale trzeba przyznać aktorce grającej Hope, że przynajmniej potrafi wykrzesać z siebie emocje, kiedy trzeba. To jest wartość dodana, która w jakimś stopniu przyciąga do postaci i pozwala jej sympatyzować. Pozostaje liczyć, że cliffhanger ze stworem przypominającym trolla to obietnica powrotu do tego, co najlepsze w serialu Wampiry: Dziedzictwo, bo - podobnie jak Pamiętniki wampirów oraz The Originals - ten serial traci na jakości przez fatalnie prowadzone wątki romantyczne. Wampiry: Dziedzictwo rozpoczynają 2. sezon poprawnie. Trochę w tym banału, taniości (smok w Manticore wyglądał fatalnie), ale też dobrych pomysłów i ciekawych rozwiązań. Premiera nie zmienia praktycznie niczego w konwencji serialu i nie jest żadną rewolucją. Jak komuś podobał się pierwszy sezon, ten też go wciągnie. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj