Studio Soleil – w którego skład wchodzą między innymi osoby pracujące wcześniej nad seriami Ninja Gaiden czy Dead or Alive – zdecydowało się zafundować graczom powrót do rozgrywki gdzieś z pogranicza szóstej i siódmej generacji konsol. Ich najnowsze dzieło, Wanted Dead, to gra z mocno liniowymi lokacjami i wymagającą rozgrywką. Jest pozbawiona wielu elementów, bez których trudno wyobrazić sobie produkcje z XXI wieku. A jednak okazuje się, że w tym szaleństwie jest metoda. To solidny tytuł, który pewnie mocno podzieli odbiorców. Jedni go pokochają, inni znienawidzą, a jeszcze inni prawdopodobnie odbiją się od niego po pierwszych 30 minutach i nigdy do niego nie wrócą.  Wanted Dead wrzuca nas w sneakersy Hanny Stone, którą poznajemy w niezbyt sprzyjających okolicznościach. Protagonistka przebywa w więzieniu za zbrodnie wojenne, których się dopuściła. Dostaje jednak szansę wyjścia na wolność, choć jest w tym pewien haczyk. W zamian ma dołączyć do Zombie Unit, elitarnego oddziału policji z Hongkongu zajmującego się rozpracowywaniem wyjątkowo niebezpiecznej sprawy, w którą zaangażowana jest potężna korporacja.  Od produkcji, których rozgrywka polega na wyżynaniu w pień setek lub nawet tysięcy wrogów raczej nie oczekuje się interesujących historii. Tutaj jednak udało się to połączyć. Muszę przyznać, że kilka zwrotów akcji sprawiło, że zacząłem śledzić wydarzenia z większą uwagą i czekać na dalszy ich rozwój. Pomagają w tym także ciekawi, choć jednocześnie kompletnie przerysowani bohaterowie. Znalazło się miejsce zarówno dla typowego twardziela, surowego kapitana, jak i rusznikarki, która łączy pasję do broni z miłością do kotów. No i jest jeszcze sama Hannah, która początkowo wydaje się postacią raczej płaską i jednowymiarową, ale rzucane nam co jakiś czas retrospekcje pozwalają dowiedzieć się nieco więcej na jej temat. 

Fabuła

7 /10

Gameplay to prawdziwa stara szkoła. Jest szybko, efektownie, krwawo i... bardzo wymagająco. Na start dostajemy dwa poziomy trudności i już ten "normalny" potrafi momentami napsuć sporo krwi. Najwięcej problemów sprawił mi pierwszy poziom, gdy jeszcze nie mogłem przestawić się na specyficzną rozgrywkę oferowaną przez ten tytuł i nie miałem odblokowanych umiejętności (te zdobywa się za punkty otrzymywane w toku przygody). Próby ukrywania się za przeszkodami i traktowania wrogów bronią palną kończyły się szybką śmiercią, podobnie zresztą jak szybkie skrócenie dystansu i przechodzenie do zwarcia. Kluczem do sukcesu okazało się odpowiednie połączenie obu tych podejść, a także uczenie się ruchów oponentów. Parowanie i kontrowanie ciosów potrafi szybko wyprowadzić ich z równowagi, po czym możemy błyskawicznie dokończyć spektakularną egzekucją. 
fot. 110 Industries
Ciosy kończące to w ogóle w moim odczuciu jedna z największych atrakcji w Wanted Dead. Twórcy jeszcze przed premierą chwalili się, że jest ich aż 50, a ich przygotowanie wiązało się z ponad setką godzin poświęconych na sesje motion-capture. I choć nie pokusiłem się o liczenie unikalnych egzekucji, to przyznaję, że rzeczywiście jest ich sporo. Od normalnych – aktywowanych po prostu, gdy stoi się obok przeciwnika – przez takie, które wykorzystują dzierżone przez wrogów bronie, aż po te, które używają elementów otoczenia. Oczywiście to nie tak, że za każdym razem oglądamy coś nowego, bo sterowanego przez AI mięsa armatniego jest tu mnóstwo, ale w porównaniu z konkurencją da się zauważyć spore zróżnicowanie. Gorzej wypada natomiast sama liczba dostępnych ciosów - mamy tu na dobrą sprawę zaledwie dwie główne kombinacje i kilka wariacji, co dość szybko się nudzi. Poziom trudności ciężko uznać za wadę (bo mniej więcej wiedziałem, czego mam się spodziewać po twórcach Ninja Gaiden), ale niestety jego zbalansowanie wypada już zdecydowanie gorzej. Po niełatwym początku twórcy chcieli chyba uśpić czujność graczy, bo przez kolejne etapy przebiegłem bez większych problemów. Nawet z bossami radziłem sobie za pierwszym (góra drugim) razem. No ale po wszystkim przychodzi finałowy etap, w którym Hannah Stone musi poradzić sobie z całymi hordami wrogów. Atakują prawie bez przerwy i z każdej strony. Prują do bohaterki z broni automatycznej, rzucają w nią granatami, próbują ciąć mieczami. Kilka razy zdarzyło się, że kamera przy tym kompletnie wariowała i nie wiedziała, w którą stronę się obrócić, co kończyło się zgonem. A to w połączeniu z dość rzadkimi punktami kontrolnymi, skutkującymi utratą kilkunastu minut postępów, potrafiło mocno sfrustrować. Przyznaję, że były momenty, w których myślałem sobie, że zwyczajnie nie dam rady tego przejść, a przynajmniej nie zrobię tego bez wyrwania sobie wszystkich włosów z głowy. 
fot. 110 Industries
Dzieło studia Soleil nie jest też zbyt długie. To zaledwie pięć etapów, a każdy z nich jest niezwykle liniowy. Do celu prowadzi jedyna słuszna ścieżka, a droga przeplatana jest typowymi "killroomami", czyli pomieszczeniami, w których czeka nas walka z grupkami złoczyńców. Nie zachwyca również liczba i zróżnicowanie wrogów, bo to po prostu armia kilku rodzajów klonów, na których będziemy natrafiać przez całą przygodę. Całość można ukończyć w kilka godzin (zakładając, że jesteście wprawieni w boju i macie wygimnastykowane palce), ale na szczęście deweloperzy zadbali o dodatkowe, a przy tym bardzo nietypowe aktywności.  W przerwach pomiędzy głównymi misjami możemy eksplorować budynek komisariatu, w którym poukrywano pewne przedmioty, a także umieszczono minigry. Z czasem odblokowujemy automat z shoot'em upem w stylu retro, a nawet karaoke i jedzenie ramenu w rytm muzyki. W brutalnej grze akcji wydaje się to czymś dziwnym (no chyba że wcześniej graliście w Yakuzę...), ale w praktyce sprawdza się zaskakująco dobrze. Sam poświęciłem prawdopodobnie jakieś 2-3 godziny na próbę opanowania do perfekcji "99 Luftballons" przy wirtualnym mikrofonie.

Rozgrywka

7 /10

  Pod względem grafiki Wanted Dead jest bardzo nierówne. To bowiem produkcja w równym stopniu stylowa, jak i mocno rozczarowująca pod kątem czysto technologicznym. Dostajemy tutaj płynne przejścia między rozgrywką, CGI, a nawet anime i materiałami live-action, co wypada świetnie i pozytywnie zaskakuje. Animacje towarzyszące krwawym wyczynom porucznik Stone potrafią wywołać uśmiech na twarzy. Niestety w wielu momentach da się również dostrzec, że gra nawiązuje do poprzednich generacji konsol nie tylko rozgrywką, ale i oprawą. Wspominałem już o armii klonów, z którą walczymy, ale to nie jest jedyna bolączka tego tytułu. Wygląda on po prostu przeciętnie (choć z wyjątkami), do tego na każdym kroku natrafiamy na niewidzialne ściany, które 15-20 lat temu były normą, ale dziś mocno rażą w oczy.
fot. 110 Industries
+14 więcej
Do gustu przypadł mi natomiast soundtrack, na który składają się zarówno oryginalne utwory, jak i covery znanych hitów, które wykonuje Stefanie Joosten, udowadniając tym samym, że jest równie dobrą wokalistką, jak aktorką. Reszta obsady głosowej jest tu dość specyficzna – na czele z główną bohaterką, w którą wciela się pochodząca ze Szwajcarii Fee Marie Zimmermann. Wszystko to ma jednak pewien urok i dobrze pasuje do stylistyki rodem z kina klasy B. 

Oprawa

7 /10

Ocena końcowa

7/10


Fabuła

7/10

Rozgrywka

7/10

Oprawa

7/10
Wanted Dead to brutalna gra w każdym tego słowa znaczeniu. Obserwujemy masę brutalnych akcji kończących, dekapitacje i odstrzeliwanie kończyn. Jest to tytuł, który nie oszczędza graczy i na każdym kroku testuje ich umiejętności oraz cierpliwość. Jeśli tylko zdołacie przezwyciężyć frustrację i przymknąć oko na pewne rozwiązania rodem z 2005 roku, to możecie liczyć na frajdę.  Plusy: + efektowny system walki na czele z ciosami kończącymi; + świetna muzyka; + sporo opcjonalnej, nietypowej zawartości; + wymagający gameplay.  Minusy: - miejscami mocno przesadzony i nierówny poziom trudności; - niewiele poziomów, typów wrogów i bossów; - rozczarowująca oprawa graficzna.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj