Twórcy Westworld podjęli słuszną decyzję o tym, by dać odpocząć postaci Dolores, która w poprzednim odcinku zanotowała wielki i znaczący rozwój. Dzięki temu my także możemy odsapnąć i przetrawić to, co się wydarzyło, jednocześnie skupiając się na nowych wydarzeniach. A te nie rozczarowują, bo serial zaczyna w końcu dawać odpowiedzi na rozmaite pytania, a tak naprawdę zmusza do zadawania kolejnych. Intryga w samych czeluściach Westworld zaczyna robić się coraz ciekawsza, bo nie mówimy tutaj tylko o szpiegostwie korporacyjnym i kradzieży danych, ale także o jeszcze większej ingerencji Arnolda, której zasięg wydaje się jedynie zwiększać. Udział Theresy w wysyłaniu danych i problemach z gospodarzami jest wyśmienitym pomysłem. Do tej pory można było odnieść wrażenie,że nie było żadnej wizji rozwoju tej postaci, a świetna Sidse Babet Knudsen nie miała nic do zagrania. To może się zmienić, bo dostajemy wątek z potencjałem. Z drugiej strony kwestia Arnolda powiązanego ze wszystkim, co się dzieje, zmusza mnie do zastanowienia się, czy aby gospodarze nie ukrywają się w ekipie tworzącej Westworld. Nie zdziwiłbym się, gdyby Theresa okazała się właśnie jednym z narzędzi Arnolda. Raczej nieprzypadkowo dowiadujemy się, że tuż po niej z komputera korzystał właśnie Arnold. Te wątki muszą być powiązane. Myślę, że ten odcinek ostatecznie niszczy teorię o tym, że oglądamy różne linie czasu. Kwestia osobistych zabaw Forda z pierwszymi modelami gospodarzy jednoznacznie wyjaśnia, kim jest dzieciak, którego kilkakrotnie widzieliśmy, a który ze wspomnianą teorią był związany. Fakt, że jest młodym Fordem był raczej oczywisty, ale wyjawione powody są przekonujące. Tylko jestem pewny, że Ford zdradził jedynie czubek góry lodowej, by pozbyć się Bernarda. Wyraźnie przeprowadza jakieś eksperymenty, by dowiedzieć się czegoś więcej o tym, co się dzieje. Jego rozmowa z małym Fordem pokazuje, że problem Arnolda jest coraz bardziej widoczny. Jest niczym szatan szepczący do ucha, by ktoś popełniał nikczemne czyny. A Ford jest jak Bóg, który zastanawia się, jak odwrócić szalę. Tutaj ma miejsce jakaś rozgrywka pomiędzy siłami, których jeszcze nie rozumiemy. Bernard w tym momencie jest raczej tylko przeszkodą dla Forda, który chce być jedynym wszechmocnym.
Źródło: HBO
Nie można temu odcinkowi odmówić gęstszej i bardziej napiętej atmosfery. Czuć to w scenach, gdy Bernard oraz Elise zwiedzają dolne kondygnacje kompleksu. Mrocznie, ciekawie (nawiązanie do filmu wyszło świetnie!) i ostatecznie z odpowiednią konkluzją. Raczej każdy czuł, że Elsie koniec końców zostanie przez kogoś schwytana, ale pozostaje pytanie przez kogo? Przez podobno nieżyjącego Arnolda? Kogoś pracującego z Theresą? A może ten gospodarz wyglądający jak postać Yula Brynnera z filmu jednak ożyje? Wiele pytań, ale to dobrze, bo one potrafią zaciekawić. To udowadnia, że problem wewnątrz Westworld jest większy, niż nam się wydaje. I ta oczywistość z porwaniem/zabiciem Elsie nie przeszkadza. Ta wspomniana atmosfera ma też związek z Maeve. Znakomicie wyszły te sceny, w którym napięcie stoi na bardzo wysokim poziomie, a jej interakcje z dwoma pracownikami ogląda się jak ucztę. Udaje się twórcom zrealizować to z wielkim pomysłem, zaskoczeniami i satysfakcją. Niesamowicie to działa w scenie z grożeniem skalpelem. Niby nic, ale po prostu perfekcyjnie udało im się to zrealizować. Thandie Newton tworzy w tym momencie kogoś, kto wychodzi poza schemat swojej roli. Rozwija się, nabiera większej samoświadomości, a polepszenie swoich statystyk to pierwszy krok ku raczej tragicznemu rezultatowi. Maeve jakimś cudem nauczyła się działać wbrew wszelkim zasadom i budzi się na stole. Wiemy, że to efekt działań Arnolda lub kogoś, kto ingeruje w jego imieniu, ale nie da się jednak obejść wrażeniu, że to także jedynie dość powierzchowna interpretacja. Arnold chciał zniszczyć Westworld, ale raczej jego celem nie był bunt maszyn i koniec świata. A tu wszystko kieruje się w stronę właśnie zbuntowania się kolejnych mieszkańców, którzy nie godzą się na to, co się z nimi dzieje. Wystarczy za przykład podać tę intymną scenę, gdy Maeve rozmawia z chłopakiem o tym, kto jest człowiekiem, a kto nie i dlaczego. Takie niuanse wiele mówią o tym, jak ta bohaterka się rozwija i jak to może iść dalej. Fantastycznie też wyglądało zwiedzanie kulis Westworld przez Maeve. Jest to klucz do jej przebudzenia i nabierania wiedzy o tym, co się dzieje. To będzie mieć wielkie znaczenie. Plusem jest pokazaniem nam, jak gospodarze dostają życie. Nawet nieźle to wygląda. Przemiany i rozwoje bohaterów są tak naprawdę w każdym wątku. Bernard zmienia się po poznaniu prawdy o Theresie, Lee zmienia się, gdy dowiaduje się, że ta ładna dziewczyna jest kimś ważnym (notabene intrygująca postać, mam nadzieję, że świetna Tessa Thompson pokaże coś wartego uwagi) i Teddy pokazuje się z zupełnie innej strony. Ten ostatni przykład przy masakrze żołnierzy zaskoczył samego Człowieka w czerni. Jeśli po 30 latach spędzonych w Westworld, cokolwiek może być dla niego niespodzianką, wiemy, że coś jest na rzeczy. Czy Ford od początku planował takie powiązanie Teddy'ego z Wyattem? Nie wydaje mi się, bo to bardziej wygląda jak efekt ingerencji Arnolda. Kolejny, który zmienia gospodarza w kogoś, kto w końcowych odcinkach może odegrać kluczową rolę. To na pewno jest kolejny dobry, ważny odcinek Westworld, który za sprawą Maeve wprowadza dużo dobrej atmosfery i napięcia. To potęgowane jest przez inne wątki, które rozwijają wiele istotnych aspektów serialu. Tak naprawdę to tylko sceny postaci Lee odstają poziomem od tego, co ten odcinek prezentuje. Wydaje się niepotrzebne i wymuszone. A poza tym to frajda tak jak trzeba.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj