Krajobraz po wyjawieniu prawdy o Bernardzie jest spokojniejszy, niż można byłoby sądzić. Tak naprawdę to nie istniała potrzeba pójścia za ciosem, bo jest to wystarczająco mocny twist, by można było teraz go przetrawić. Pomimo tego nadal mamy do czynienia z ciekawymi i ważnymi scenami, które zmuszają do zadawania kolejnych pytań. Mogliśmy się domyślić, że się Bernard zajął się biedną Elsie, a wstawka w rozmowie z Fordem to jedynie potwierdza. Tylko czy rzeczywiście Ford mówił prawdę? Myślę, że w tym momencie faktycznie nie miał żadnej świadomości o tym, co się stało z Elsie, a to jednocześnie sugeruje, że Bernard nie jest kontrolowany tylko przez jedną osobę. Tylko jak to mogło się stać, skoro Elsie została zaatakowana chwilę po rozmowie z Bernardem? Czy bohater rzeczywiście mógł tak szybko tam zjechać i zaskoczyć swoją koleżankę? Wydaje się to możliwe rozwiązanie, bo inny scenariusz z dwoma Bernardami brzmi trochę nieprawdopodobnie. Jeśli weźmiemy pod uwagę dane, jakie Elsie tam znalazła, podejrzenie o Bernardzie pod kontrolą Arnolda wydaje się oczywiste. Dlatego musiał się jej pozbyć. Cała scena interakcji Anthony'ego Hopkinsa z Jeffreyem Wrightem to piękny popis obu panów. Czasem zwykła rozmowa może zbudować lepsze wrażenie niż najbardziej widowiskowe sceny akcji. Poza wspomnianą kwestią Bernarda i Elsie jest cały motyw Arnolda. Tak naprawdę pierwszy raz poznajemy konkretne szczegóły dotyczące losów tej postaci. Mamy jednoznaczne potwierdzenie, że Ford jest bezapelacyjnie kimś w rodzaju szatana, który realizuje misternie uknuty plan. Arnold był kimś na wzór dobrego boga, który chciał go powstrzymać i zginął. To pokazuje Forda też z innej strony – skoro jego cele zostały odkryte kilka dekad wcześniej, oznacza to, że mamy do czynienia z czymś naprawdę wielkim. Oby budowanie tajemnicy i pewnego oczekiwania wokół Forda i jego planu nie okazało się rozczarowaniem. W tym wszystkim najbardziej zaczyna ciekawić to, jakie są jego powody. Co Ford naprawdę zamierza? Nie może chodzić jedynie o zabawę w parku i budowę nowej narracji. Wątek Dolores i Williama jest ciekawszy, niż mogliśmy oczekiwać. Tak naprawdę, to nic w nim się nie dzieje, bo dostajemy zaledwie kilka scen, ale za to jak ważnych. Całe wydarzenie, gdy Dolores widzi tak jakby dwie linie czasowe, niesamowicie pobudza ciekawość i zmusza do zwrócenia się do ogrywanej już teorii. Czy rzeczywiście oglądamy w Westworld różne linie czasu, a część wydarzeń to wymyślne retrospekcje? Jest to prawdopodobne, ale wydaje się, że mogłoby być przekombinowane. Trudno będzie to racjonalnie wyjaśnić, by w kontekście wydarzeń całego sezonu wszystko nabrało sensu.Wydarzenia z 8. epizodu zmuszają jednak do analizy kwestii. Czy to rzeczywiście są różne linie czasowe? Zwróćcie uwagę, że Dolores doświadcza czegoś bardzo podobnego do Maeve – ma realistyczne wspomnienia, podczas których sądzi, że przeżywa to na nowo. Tak też zostało to wyjaśnione w odcinku w rozmowie z Maeve. Gospodarze wyraźnie przeżywają to, co pamiętają. Jest to dla nich zupełnie inne doświadczenie niż dla ludzi. Dlatego może nie mamy do czynienia z liniami czasu tylko z halucynacjami, gdzie zanika granica pomiędzy rzeczywistością a wspomnieniem. Tylko w kwestii Dolores nasuwa się pytanie – co jest tutaj rzeczywistością, a co wspomnieniem? Wszystko wskazuje na to, że Maeve jest kluczem do wszystkiego. To ona jest centralną i najważniejszą postacią, nie Dolores, Teddy, Bernard czy Ford. Ten odcinek nie pozostawia żadnej wątpliwości. Świetnie połączono wyjawienie tych informacji z poznaniem motywacji i przemyśleń człowieka w czerni. Tak naprawdę po raz pierwszy dowiadujemy się, kim on jest i zaczynam sądzić, że on także jest gospodarzem. Jego tragiczna historia zmuszająca go do bycia samotnikiem jakoś za bardzo przypomina mi całą kwestię Bernarda. Dzięki wydarzeniom z 7. odcinka podejrzenia wydają się naturalne. Szczególnie, że człowiek w czerni nic nie czuje. Jest kompletnie wyprany z emocji i sam nie wie, dlaczego. To wydaje się najważniejszą przesłanką do tego, by przypuszczać, że jest gospodarzem, który ma jakiś zupełnie inny cel w tej grze, o którym być może nawet Ford nie wie. Cała kwestia Maeve wyjawiona przez człowieka w czerni jest pokazana tak, jak twórcy nas do tego przyzwyczaili – piorunująco, z dużą dawką emocji. Wygląda to tak, jakby cała ta ekstremalna trauma coś obudziła w Maeve, o czym przecież sam złoczyńcą wspomina. Czy to przypadek, czy to część wymyślnego planu Arnolda? Wydaje się, że to może być skutek uboczny wszystkiego tego, co czyni gospodarzy ludzkimi. To wygląda jakby dzięki temu wydarzeniu obudziła się w niej samoświadomość. Dlatego nie zginęła od razu i nie reagowała na żadne komendy pracowników. To sugeruje, że Maeve od początku była wyjątkowa i jest to na pewno jedna kwestia z największym potencjałem do wyjaśnienia pod koniec sezonu. Relacja Maeve z dwoma rzeźnikami jest intrygująca i zastanawiająca. Od kilku odcinków zastanawiamy się, dlaczego oni po prostu jej nie wyłączyli, tak jak planowali właśnie w tym epizodzie. Widzimy w scenach w Westworld, że Maeve otrzymała umiejętność słownej manipulacji scenariuszami. Cokolwiek komuś powie, ten ktoś musi to wykonać. W tym miejscu nie jestem do końca pewny, jak interpretować sytuację. Czy to oznacza, że jeden z rzeźników jest gospodarzem, dlatego wykonuje dokładnie to, co Maeve mu rozkaże? Wszystko na to wskazuje, a Maeve zawsze miała pewną zdolność wpływania na innych gospodarzy, co wynikało z jej pracy. Mieszanie przy jej programie jedynie zwiększyło tę moc. Dla Maeve niewiadomą był drugi rzeźnik, który choć początkowo zafascynowany sytuacją, ostatecznie stał się problemem do rozwiązania. Czy sklejanie jego szyi urządzeniem do naprawy skóry gospodarzy ma nam sugerować, że obaj nimi byli? To są najlepsze sceny odcinka, bo zmuszają do myślenia, analizy i wpatrywania się w najmniejsze detale w poszukiwaniu najdrobniejszej sugestii. Czy też tak to widzicie? Sama Thandie Newton po raz kolejny pokazuje, jak świetnie czuje się w tej roli. Pomimo tego że w tych scenach cały czas gra nago, nie ma to żadnego znaczenia. Charyzma i emocje biorą górę.
fot. HBO
+2 więcej
Tak naprawdę to najsłabiej wygląda wątek Teddy'ego i człowieka w czerni, bo poza samą opowieścią złoczyńcy o jego motywacjach, nie dostajemy tutaj nic interesującego. Cały finał odcinka z pojawieniem się ludzi Wyatta jest dość oczywisty i mało emocjonujący. Schodzi to na dalszy plan za wątki Dolores i Maeve (cliffhanger z nią związany potrafi zaciekawić). Nie mogę narzekać na Westworld, bo dostajemy kolejny dobry, ciekawy i ważny odcinek. Pojawia się w nim wiele istotnych informacji, następuje rozwój fabuły oraz postaci, które zmuszają do zadawania pytań i pobudzają ciekawość. Jest to serial, w którym każda rozmowa, każdy detal ma znaczenie. Wszystko zaczyna nabierać coraz większego sensu, a każdy kolejny etap sprawia, że chce się więcej. Twórcy mogliby jednak dopracowywać wszystkie wątki, bo kwestia Teddy'ego i człowieka w czerni zasługiwała na więcej, by trzymać równie wysoki poziom.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj