Whiskey Cavalier ma całkowicie ukształtowaną tożsamość od pilotowego odcinka. Kolejne dwa jedynie to wygładzają, dopieszczają i ustalają określone zasady, jakimi serial będzie się kierować. Wspomniane przeze mnie porównanie do filmu True Lies wydaje się najbardziej trafne, bo tutaj także mamy do czynienia ze szpiegowską historią, która nie udaje czegoś, czym nie jest. Dystans nadaje temu charakter, humor oraz rozrywkową wartości, jakiej szukamy w serialach. Fundamentem tego serialu są interakcje pomiędzy grupą postaci. To jest pozytywne zaskoczenie tych dwóch odcinków, bo po premierze można byłoby sądzić oparcie się tylko na Whiskey'em i Frankie, ale każdy z bohaterów ma swoje pięć minut i określone znaczenie. A to częste wstawki humorystyczne ze strony Standisha (postrzelenie Jaia to komediowe złoto), albo spotkania ze zdradzieckim Prince'em, a to po prostu wykonywana misja, w której każdy ma coś do roboty. Nawet profilerka Susan, która z jednej strony jest użyteczna w pracy, z drugiej jej humorystyczne rozmowy ze Standishem czy Dattą sprawdzają się znakomicie. A przecież do tego jest ona kompasem dla Willa. Świetnie się tę grupkę ogląda i ich poznawanie staje się przyjemnością. Twórcy tak doskonale postawili na lekkość i luz, że nawet nie są ważne jakieś kluczowe szczegóły osobowości czy rysy psychologiczne. Po prostu z miejsca ich lubimy i chce się więcej. Frankie i Will są jednak na pierwszym planie. Twórcy postawili tutaj na totalną różnicę charakterów, podejścia do życia i zasadniczo każdego aspektu budowy postaci. Ona twarda, zimna i profesjonalna, on przesadnie emocjonalny (z tym często są dobre i zabawne wstawki, ale łatwo będzie przesadzić). Ich droczenie się i przekomarzanie stanowi o sile tego serialu. To wszystko jest oparte na prostych i wręcz oczywistych środkach, ale twórcy doskonale z nich korzystają. Bawią, emocjonują i sprawiają, że ten duet staje się idealnym motorem napędowym fabuły. Jest chemia, nie brak momentów dramatyczniejszych i scen akcji z ich udziałem. A pod tym względem na razie serial sprawdza się lepiej, niż można było oczekiwać. Realizacja ciekawa, z pomysłem i nawet pewnym rozmachem. Trudno na coś szczególnego narzekać. Fabularnie mamy sprawy interesujące i - co jest zaskoczeniem - niekoniecznie tylko typowo proceduralowe (wątki rozpisane na pojedyncze odcinki). Kwestia postaci Pappas granej przez Bellamy Young. Twist z nią związany nie był oczywisty, a podkreślenie problemu emocjonalności Willa ważne i potrzebne. To taki wątek, który od razu pokazuje budowanie potencjału na przyszłość. Widzimy, że ta przeciwniczka jest groźna i niewątpliwie jeszcze powróci. Jej relacja z Willem wydaje się na tyle ciekawa, że niewątpliwie jest warta rozwoju. Whiskey Cavalier to pozytywne zaskoczenie, bo to taki lekki, przyjemny i zabawny serial. Świadomie tworzony z dystansem do szpiegowskiej konwencji, oparty na sympatycznych i dobrze skonstruowanych postaciach. Kapitalnie się to ogląda pomimo tego, że nic nowatorskiego i odkrywczego tutaj nie ma. Serial ma jednak serce i pomysł, a to jest klucz do sukcesu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj