Przyznam się szczerze, że miałem spore obawy o poziom serialu, który po przyzwoitym powrocie mógł z dużym prawdopodobieństwem popaść w marazm, jak to miało miejsce już nie raz - tak w bieżącym sezonie, jak i poprzednim. Na szczęście tak się nie stało! Scenarzyści zdają się łapać drugi, a właściwie trzeci oddech – nie przeciągają wątków, ale starają się je zdynamizować przez zwiększoną ich ilość. Jeszcze wczoraj emocjonowaliśmy się wzruszającym spotkaniem po latach Neala z ojcem, a już dziś gonimy za skorumpowanym senatorem Prattem. Najlepsze jednak w tym wszystkim jest to, że nie zostajemy oderwani od głównego wątku, ale twardo nim podążamy, zupełnie nie wiedząc, gdzie nas to zawiedzie.
W odcinku „Brass Tacks” świetnie wypada Titus Welliver, wcielający się właśnie w senatora Pratta. Aktor dobrze znany szerszej widowni z występów w Zagubionych czy Touch błyszczy na ekranie pomimo niewielu scen, w który ma przyjemność uczestniczyć. Nie chodzi tu nawet o sposób, w jaki go odgrywa, bo jest to poziom gry aktorskiej, do jakiej nas przyzwyczaił, ale o to, w jaki sposób jego postać została wprowadzona do serialu i jak się w nim odnalazł. Z pewnością duża w tym zasługa scenarzystów, którzy przygotowali podwaliny pod ten występ, ale nie można umniejszać zasług aktora, który tego – mówiąc nieco kolokwialnie – nie sknocił. Może się wydawać nieco niezbyt wyrazisty, ot, kolejny polityk który się pałęta po Manhattanie. Ważniejsze jest jednak to, co jest powiedziane między wierszami. Pratt góruje nad naszymi bohaterami dzięki swoim koneksjom zdobytym przez lata. I ta dominacja w połączeniu z pewnością i stoickim spokojem budzi niesamowite wrażenie, którego kwintesencją jest jakże krótka, ale dobitna rozmowa z Nealem w końcówce odcinka. Zdaje się, że nieprzeciętny kanciarz trafił po raz kolejny na trudnych orzech do zgryzienia, który przez najbliższy czas będzie mocno utrudniał mu życie.
[image-browser playlist="595200" suggest=""]
©2013 NBCUniversal, LLC
Nie wolno zapominać również o historii, która została zaprezentowana przy okazji. Tym razem poznajemy dziedzinę architektury i drapaczy chmur. Po raz kolejny nie można się czuć znudzonym. Duża w tym zasługa faktu, że historie jednoodcinkowe nie są na siłę eksponowane jak dawniej, nie jest na nie kładziony jakiś wielki nacisk. Są prezentowane jakby nieco przy okazji, stanowiąc zaledwie tło dla wątku głównego, dzięki czemu stanowią dobry przerywnik, przy którym niewątpliwie widz może się dobrze bawić. Co jednak ważniejsze, dzięki temu jest miejsce na występ dla wielu innych bohaterów. Nie ma już tyle Neala co kiedyś, ale to tylko kolejna zaleta. Jest więcej miejsca dla takich postaci jak Mozzie, który z Jonesem naprawdę elegancko pociągnął drugi wątek w tym odcinku. Po prostu wreszcie znaleziono złoty środek pomiędzy historiami jednoodcinkowymi a ciekawą fabułą główną.
Na pochwałę zasługują również relacje. Jednak nie w konwencjonalnym znaczeniu tego słowa. Tym razem zaprezentowano dwa fronty, które będą ze sobą rywalizować. Mowa oczywiście o zespole „oszuści” w składzie Moozie i Neal oraz ekipie FBI, którą będzie bez wątpienia reprezentował Burke ze swoją wspaniałą siódemką. Ta konfrontacja została wybornie zasygnalizowana już na początku podczas przezabawnej rozmowy Petera, Neala i Jonesa. Natomiast przez cały odcinek z nieskrywanym skupieniem śledziłem, kto tym razem wygra tę rywalizację. Powiem szczerze, skuteczność obu drużyn w ogrywaniu siebie nawzajem naprawdę mnie zaskoczyła i w tym momencie trudno powiedzieć, kto będzie lepszy. Swoją drogą dużo ciekawiej jest obserwować taki układ niż grzecznego Neala, wielkiego przyjaciela Petera.
[image-browser playlist="595201" suggest=""]
©2013 NBCUniversal, LLC
Na koniec natomiast zostawiłem sobie wisienkę na torcie, czyli zaskoczenia i niespodzianki. Konia rzędem temu, kto przewidział, że Reese poleci ze stołka za działania swoich podwładnych, a nie Neal wróci do więzienia! O ile spodziewałem się, że Peter wyjdzie cało z wypadku samochodowego – w końcu czym byłyby Białe kołnierzyki bez niego – o tyle załatwienie szefa Burke’a było dla mnie sporym zaskoczeniem. Nie muszę chyba dodawać, że zanim otrząsnąłem się z tego małego szoku, od razu zostałem wrzucony przez twórców w kolejny – klucz to nie klucz i Peter o tym wie! Idąc dalej tym rozumowaniem, ciekawe do czego to może prowadzić? Już czekam z niecierpliwością na kolejne odpowiedzi i zapewne następne pytania.
Naprawdę dawno tak dobrze nie bawiłem się podczas przygód Neala i spółki. Choć wciąż nie jest to poziom pierwszych sezonów, to zdaje się, że twórcy idą w dobrą stronę. Oferują nam ciekawe, krótkie historie jednoodcinkowe, wiele nowych wątków, których nie przedłużają na siłę i oczywiście, co jest miłą niespodzianką, eksploatują wciągający wątek główny. Oby tak dalej!
Ocena: 8/10