Tym razem Cohen jedzie po bandzie, odwołując się do najbardziej dyskusyjnych momentów w swojej twórczości. Podczas rozmów korzysta ze środków, które można uznać za żenujące. Wprowadza w konsternację swoich rozmówców lub żeruje na ich nierozeznaniu, strojąc sobie żarty o podłożu pornograficznym. Podstarzałego stróża prawa pyta o jego pierwszą „robótkę ręczną” i o to, czy poddałby się złotemu deszczowi Donalda Trumpa. W trakcie rozmowy z przedstawicielem firmy sprzedającej luksusowe jachty imituje seks oralny ze swoją partnerką. Na koniec, jednemu z republikańskich stróżów moralności pokazuje książeczkę dla dzieci, mającą przestrzec je przed pornografią. Jak łatwo się domyśleć, jest ona pełna wulgarnych obrazków, na których rysunkowe postacie odbywają stosunki seksualne w konwencji filmów dla dorosłych. Podobne motywy to nic nowego w twórczości Sachy Baron Cohena. Artysta dość dobrze manewruje między fekalno – sodomicznymi żartami a pranksterskim dowcipem najwyższych lotów. Zrozumiałe jest, że część widzów nie znajdzie przyjemności w oglądaniu tego typu humoru. Z drugiej strony, jest coś niezwykle pociągającego w obserwowaniu miny republikańskiego działacza, który jest zbyt dobrze wychowany, aby przerwać rozmowę z szalonym wcieleniem Cohena lub po prostu dać mu w zęby. Gdy Dr. Nira Cain-N’Degeocello nazywa polityka pedofilem i mówi, że uczyni go współautorem swojej dziwacznej książki, ten, nie chcąc zachować się niekulturalnie, wspomina jedynie o wyczerpaniu energetycznym i ranach, które przysporzyła mu ta rozmowa. Pan w konfrontacji z bezgraniczną głupotą i szaleństwem zachowuje się jak na dżentelmena przystało. Jest to bardzo zabawne. Sacha Baron Cohen demaskuje zarówno bezsensowność poprawności politycznej, zmuszającą do przymykania oka na największe absurdy, jak i skrajnie lewicową mentalność, która wchodzi z butami do domów porządnych obywateli. Finalnie, mimo drgającej powieki i potu na czole, to republikanin wychodzi z twarzą z tej konwersacji. Wypada on dużo lepiej niż na przykład polityk, którego Erran Morad naucza, jak bronić się przed terrorystami w miejscu pracy. Skecz ten wpisuje się idealnie w segmenty serialu, podczas których zachowania rozmówców Cohena są tak absurdalne, że zaczynamy wątpić w ich autentyczność. Atak wieprzowiną i zdjęciami z gejowskiego porno, sztuczne ręce, lampa dżina w biurze – czy rzeczywiście ktoś przy zdrowych zmysłach dałby się nabrać na tę szytą grubymi nićmi intrygę? Odpowiedzi na to pytanie nie poznamy, chyba że Sacha kiedyś zdradzi tajniki produkcji. Serial nie traci wypracowanego wcześniej poziomu. Jest dowcipnie, choć tym razem segmenty pozbawione są fajerwerków. Zabawna jest maniera szwedzkiego vlogera, rozpakowującego dziwaczne figurki, zestawiona z nowomową twardego konserwatywnego szeryfa. Trochę mniej komiczny jest fotograf celebrytów w trakcie seksu oralnego, ale nie da się nie uśmiechnąć, patrząc, jak rozmówca próbuje zachować kamienną twarz, gdy Cohen doznaje seksualnego uniesienia podczas negocjacji biznesowych. Who is America? to wciąż smakowity kąsek dla fanów Sacha Baron Cohen i doskonały wyznacznik jego stylu. Czasem inteligentnie, innym razem prostacko. Zawsze jednak celnie i z sensem. Dziedziną serialu jest współczesna Ameryka i jak do tej pory Cohenowi udaje się skutecznie uwypuklić jej najbardziej znaczące bolączki społeczne. Who Is America? to jedna z tych produkcji, na które czeka się z niecierpliwością, zastanawiając się, kto oberwie w następnym odcinku. Wbrew pozorom, to niezła motywacja, aby zasiąść przed telewizorem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj