Każda chwila spędzona w Aretuzie jest nużąca, pozbawiona większej dramaturgii i uprawiane przez magów polityczne gierki nie mają w sobie odpowiedniego pazura.
Wizje. Odcinek nie może się obyć bez śnienia, komplikowania narracji wizją przeszłości lub przyszłości. Wieszczenie było ważną cechą Ciri w książkach, umiejętnością pożądaną przez nieprzychylnych jej ludzi, ale w momencie, gdy zaczyna dotykać to wszystkich bohaterów serialu, staje się to zwyczajnie powtarzalne i męczące ze względu na wykonanie. Nie inaczej jest w przypadku Yennefer, która po użyciu żywiołu ognia w walce pod Sodden utraciła swoją magię i szczerze mówiąc, chciałbym poznać argumentację twórców decydujących się na takie rozwiązanie fabularne. Pamiętam, że pierwszy sezon zbudował nam kapitalnie postać czarodziejki pachnącej bzem i agrestem, a nawet była dla mnie jedną z lepiej napisanych postaci. Jej zmiana jest jednak radykalna i każda decyzja motywowana jest właśnie stratą mocy, co idzie w sprzeczności z tym, co widzieliśmy wcześniej, nie wspominając nawet o książkach. Wszystko przez wpadnięcie z Fringillą i Francescą w sidła Matki Bezśmiertnej, co prezentuje się na ten moment jak zwykły wytrych fabularny napędzający czyny bohaterek.
Myślami i czynami bohaterów wracamy jeszcze do śmierci Eskela, która również stała się w pewnym sensie przyczynkiem do uświadomienia bohaterom pewnych rzeczy. Geralt utwierdził się w przekonaniu, że świat jest bezwzględny i trzeba umieć o siebie zadbać, natomiast Vesemir utracił kolejnego podopiecznego i będzie to miało realny wpływ na jego kolejne decyzje. Prawda, że niewiele? Chodziło o zaserwowanie widowiskowej sceny walki w poprzednim odcinku, a także możliwość pokazania leszego w pełnej krasie w kolejnym. Zawiodą się jednak fani gier, którzy oczekiwali emocjonującej walki między nim a wiedźminem, bo do starcia dołącza Myriapod i momentalnie zabija leśnego stwora. Zwiastuny sprzedawały to inaczej i może pojawić się lekki niedosyt, ale pojawiający się insektoid wygląda pomysłowo i Geralt ma szansę na kolejne widowiskowe fatality.
Tissaia tworzy tablicę upamiętniającą poległych magów pod Sodden, a na końcu listy pojawia się imię Yennefer. Moment zaakceptowania śmierci podopiecznej musi jednak zostać dość szybko przełamany i czarodziejka z Vengerbergu pojawia się podczas obrad loży czarodziejów. Każda chwila spędzona w Aretuzie jest nużąca, pozbawiona większej dramaturgii i uprawiane przez magów polityczne gierki nie mają w sobie odpowiedniego pazura. Zwłaszcza robi się nieciekawie, kiedy zaczyna realizować swoje pomysły Stregobor, szarżujący, szalony i uprzedzony czarodziej, którego obecność w bractwie budzi spore wątpliwości. Podobnie jest z pomysłem, aby Yennefer udowodniła swoją lojalność poprzez zabicie wojennego jeńca, Cahira. Od kiedy magowie urządzają bestialskie karanie śmiercią i to własnymi rękoma? Grupa społeczna uznająca siebie za lepszych od królów i szlachty pozwala sobie na coś takiego?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj