Wikingowie zbliżają się do końca serialu. Ten odcinek skupia się praktycznie na jednym wątku i przypomina o tym, jaki to niegdyś był piękny serial.
Wikingowie mają zasadniczo jeden problem w tym odcinku. Michael Hirst za wszelką cenę chciał wprowadzić obok kluczowego wątku historię Ivara, która w tym momencie w kluczowych scenach staje się pustym i zbędnym zapychaczem. Wręcz twierdzę, że pod kątem montażu wprowadzanie tego w określonych momentach wybija z rytmu i psuje emocjonalną wartość wydarzeń. Szczególnie, że nic wartego uwagi tam się nie dzieje. Mogli sobie darować te sceny, które w tym momencie po prostu są niepotrzebne.
Hvitserk przeżywa śmierć Lagerthy i niestety kompletnie tego nie kupuję. Aktor tak bardzo nie potrafi unieść emocjonalnego ciężaru tej roli, że nawet w tych kilku scenach jest jeszcze bardziej irytujący, niż do tej pory. Pozostaje jedynie nadzieja, że ten wątek zapychacz skończy się jego śmiercią z rąk Bjorna, bo sensu w nim za grosz.
Kulisy przygotowania do pogrzebu Lagerthy mają w sobie wszystko to, za co
Wikingów pokochali fani. Ten serial zawsze był wyjątkowy, gdy starał się wchodzić głęboko w klimat kultury i wierzeń, więc tak też jest tym razem. Wątek z wojowniczką, która odda życie tylko po to, by towarzyszyć Lagercie w podróży do Walhalli, jest intrygujący, klimatyczny i zarazem niezwykle smutny. Widzimy, że to młode dziewczę kłamie jak z nut i boi się decyzji, którą podjęła, ale oddaje życie, by towarzyszyć legendzie. Nie wiem, ile z tego całego rytuału jest inspiracją prawdziwymi wierzeniami, a ile swobodą twórczą Michaela Hirsta, ale wszystko grało zgodnie z tym, do czego
Wikingowie przyzwyczaili.
Bjorn musiał być na pogrzebie Lagerthy, ale czy ktoś spodziewał się takich emocji? Przemowa Bjorna w wykonaniu Alexandra Ludwiga to coś niebywale zaskakującego, bo choć od kilku sezonów wciela się on w najlepszą postać serialu, nigdy do tej pory nie dostał szansy, by zaprezentować coś tak chwytającego za serce. Czuć w tym wielkie poruszenie, które bez problemu jest dostrzegalne na jego twarzy, a słowa, których używa, przypominają, że Michael Hirst ma jeszcze dobre momenty w swojej karierze scenarzysty. Niesamowity wstęp do kluczowej sceny odcinka.
Sam pogrzeb Lagerthy to jedna z najlepszych scen w historii Wikingów i na pewno jedna z najpiękniej nakręconych w ostatnich latach w telewizji. To właśnie te momenty przypominają każdemu o chwale Wikingów i tym, jak nieprawdopodobnie budują klimat poprzez połączenie muzyki z artystycznymi zdjęciami, które w tym przypadku prezentują się poetycko. Zwłaszcza te sceny, gdy oglądamy je przez lód - gdy Lagertha jest chwytana przez Walkirie i dołącza do Ragnara... To jest ten moment, który staje się najbardziej wzruszającą sceną w historii serialu i wątpię, że ktoś może nie poczuć tych emocji, tych ciarek na plecach w tych kluczowych momentach. Mnie to poruszyło w sposób, w jaki się nie spodziewałem. Perfekcyjne pożegnanie bohaterki, na które zasługiwała. Trudno byłoby oczekiwać czegoś lepszego!
Po kuriozalnie głupiej śmierci Lagerthy,
Wikingowie rehabilitują się godnym jej pożegnaniem. Niesamowicie nakręcone, z klimatem, którego żaden inny serial w taki sposób chyba nigdy nie będzie w stanie zbudować. Wzruszyło mnie to do łez i jestem pewien, że nie będę w tym przypadku odosobniony. Bez znaczenia, czy ostatnie sezony oceniamy pozytywnie, czy negatywnie, tak perfekcyjnie zrealizowane sceny trzeba docenić!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h