Wikingowie zostaną zapamiętani jako szalenie nierówny serial. Pierwsze sezony świetne, emocjonujące, z kapitalnie przemyślaną i opowiedzianą historią to nadal rozrywka wysokich lotów, w której także nie brakowało efektownych scen batalistycznych. Jakość serialu z sezonu na sezon zaczęła spadać wraz z decyzją o zwiększeniu liczby odcinków bez zatrudniania dodatkowych scenarzystów. Czuć było, że Michael Hirst tworząc samemu scenariusze odcinków, nie jest w stanie zapewnić tyle dobrego materiału. Nie jest więc zaskoczeniem, że sezon 6B wpisuje się w ten trend i pomysłu na te 10 odcinków tutaj nie ma. Poza dobrymi, klimatycznymi momentami oraz istotnymi wydarzeniami fabularnymi znaczna część tego sezonu nie gwarantuje emocji, a raczej doskwierające wrażenie usilnego przeciągania, bo trzeba wypełnić oczekiwaną liczbę odcinków. Wkrada się trochę nudy, a niektóre wątki pozostawiają wiele do życzenia. Wiem, że nie jestem jedynym, którego irytowały absurdalne i głupie wydarzenia z 4. i 5. sezonu - one znacząco zmniejszały przyjemność z oglądania czegoś, co na początku było tak kapitalne. Pod tym kątem sezon 6B wychodzi jednak obronną ręką, bo choć Hirstowi brak werwy i pomysłów, by przypomnieć o wielkości Wikingów, całość jednak opowiada w sposób bezpieczny i bez niepotrzebnego ryzyka. Czegoś, co jeszcze wołało o pomstę do nieba w sezonie 6A choćby wraz ze śmiercią Lagerthy. Jakaś solidna konsekwencja w finałowych odcinkach pozwala na umiarkowaną satysfakcję, bo nawet, jeśli momentami czuć, że pomysły jakościowo odstają, a niektóre decyzje nie gwarantują satysfakcji, koniec końców ta przeciętność staje się w sposób kuriozalny atutem. Można o wiele pozytywniej wypowiedzieć się o końcowych odcinkach, gdy są przeciętne, ale mają swoje dobre momenty, niż jakbyśmy mieli obcować z totalną tragedią bez ładu i składu. Najbardziej rozczarowuje wątek Rusi, który jest przecież fundamentem całego 6. sezonu. Szybko się okazuje, że nie ma tutaj żadnego pomysłu na jego interesującą finalizację, więc po dość sztucznym przeciąganiu, kończy się to dość szybko i banalnie. Coś, co powinno w dużym stopniu dostarczyć wrażeń i pokazać, że historia opowiadana przez tyle odcinków do czegoś doprowadziła, osiąga efekt odwrotny do zamierzonego. To taki mały deszczyk z dużej chmury. Przyznaję jednak, że związany z tym wątek Bjorna i finał jego historii to nie tylko satysfakcja, ale przede wszystkim klimat, za których Wikingów zawsze będę cenić. Podobnie dobre wrażenie pozostawia też zakończenie Haralda.
fot. HISTORY
+17 więcej
Ta recenzja jest pozbawiona spoilerów, więc w szczegóły nie będę wchodzić. Jednak patrząc na wszelkie wątki, można uznać, że historia Ubbe jest największym nieporozumieniem - nie dość, że ciągnie się jak flaki z olejem, to jeszcze przypomina fatalny wątek Flokiego na Islandii pod kątem pomysłu, sensu i konsekwencji w budowaniu tej opowieści. Jednak w tym jest jakaś satysfakcja, kiedy już przymknie się oko na pewne naciągnięcie, bo Hirst dobrze wykorzystuje to do stworzenia pewnej klamry tej historii. Kompletnie nieciekawie jednak wypada wątek Kattegat i jego finalizacja. Banalne odtwarzanie schematów z pozbawieniem emocji, wyrazistych postaci i jakiegoś głębszego celu. Wątek jest po prostu nudny, przekombinowany (za dużo w nim fantastyki) i oparty na fatalnych postaciach wywołujących jedynie obojętność. Słuszną decyzją natomiast jest powrót do Wessex, co zwiastun otwarcie zapowiadał. Dzięki temu mamy widowiskowe zakończenie sezonu, które choć dalekie jest od najlepszych odcinków Wikingów, zapewnia niezłą rozrywkę i daje dobrą satysfakcję. Pozwala trochę przypomnieć sobie o czasach, gdy Wikingowie sięgali szczytów, sprawiając, że z wypiekami na twarzy czekaliśmy na kolejne odcinki. Alfred wypada solidnie, sceny batalistyczne są nakręcone sprawnie, ale i tak pewnie niektóre decyzje będą wywoływać mieszane odczucia. Tyczy się to finalizacji wątków Ivara oraz w szczególności Hvitserka - w jego przypadku wydaje się to kompletnie nieprzygotowane i niepodbudowane fabularnie. Ot, taka decyzja wydaje się wyskakiwać jak Filip z konopi. Znów dostrzegalna jest więc ta nierówność, która jakąś minimalną satysfakcję wywołuje. Notabene zakończenie relacji Ivara z Hvitserkiem pozostawia wiele do życzenia i na pewno jest to jeden z takich wątków, które mogą najbardziej wywołać mieszane odcuzcia. Wikingowie nie podzielili losu Gry o tron, bo tam mimo wszystko finałowy sezon był spadkiem z wysokiego konia. Tutaj po dwóch kiepskich sezonach i przeciętnym finałowym ostateczny efekt jest poprawny. Nie wszystkie pomysły są trafne, niektóre decyzje pozostawiają z niedosytem i niesmakiem, ale nic nie popada w skrajności poniżej jakiegoś poziomu akceptowalności. Ma to jednak swoje dobre momenty, a satysfakcja jest umiarkowana. Powiedzieć więc, że finałowy sezon Wikingów jest ok, wydaje się stosowne, ale mając w pamięci niezwykły początek tej historii, trudno nie czuć rozczarowania, w jakim kierunku ostatecznie to się potoczyło. Recenzja przedpremierowa. Emisja na kanale HISTORY w dniach od 30 grudnia 2020 do 2 stycznia 2021 roku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj