W odróżnieniu od pierwszych odcinków fabuła nabiera większej spójności. Will nie jest już tak chaotyczny i bez jasno określonego celu. Teraz wiemy, że celem jest  sam Will i jego sukces. Problem polega na tym, że wszystko, co twórcy robią na drodze obranego kierunku, to tyrada pomysłów nieudanych, absurdalnych i ogranych. Sukces przychodzi dość łatwo. Will bierze opisaną historię i przerabia ją na sztukę. Kłopot w tym, że zanim do tego dochodzi, napisał sztukę, która jest do bani. Takim sposobem twórcy kształtują nam Willa zadufanego w sobie, zarozumiałego i strasznie antypatycznego. Jak możemy czerpać satysfakcję z serialu, w którym nie kibicujemy głównemu bohaterowi? Nadal problemem są nieciekawe, nudne i puste postacie. Nie ma tutaj nikogo, kto przez te 4 odcinki stałby się choć odrobinę ciekawy. W trupie teatralnej, w której pracuje Will, mamy bandę stereotypów o jednej/dwóch cechach. To samo można powiedzieć o wielkim rewolucjoniście, z którym Will zaczyna współpracować. oraz o czarnym charakterze niczym z kreskówki. To wszystko jest tak strasznie nieudolne i pseudoambitne, że trudno dostrzec jakiekolwiek zalety. Można odnieść wrażenie, że twórcy na siłę chcą zrobić coś nietypowego z wyjątkową artystyczną wizją, a robią wyprany z emocji i pomysłu serial, który nudzi i nie porywa. Najgorsza jest jednak forma, która nie działa. W żadnym momencie, gdy twórcy wpychają współczesne elementy, nie można powiedzieć, że mają wyczucie czasu czy smaku. Impreza Willa w trzecim odcinku, z mocnym rockowym graniem w klimacie kostiumowym, tworzy żenujące wrażenie i podobnie mamy w kolejnym odcinku, gdzie każda wstawka jest przekombinowana i na siłę wciskana. Gdyby to chociaż miało jakiś styl, a jest tak naprawdę nijakie. Zatem nie można nawet powiedzieć, że mamy przerost formy nad treścią. Do tego rozwinięto jeden z najgorszych wątków tego serialu, czyli wizję ducha ojca Willa. Po raz kolejny mamy motyw przekombinowany, niepotrzebny i często wręcz absurdalny. Cały zabieg z wizjami podczas imprezy Marlowe'a (w tej roli znowu fatalny Jamie Campbell Bower) to pokaz dziwacznych pomysłów, które nie mają żadnej głębi, większego sensu i celu. Do tego dodajmy banalny romans Willa z młodszą kobietą, który jest na poziomie telenoweli. Za bardzo zgrzyta. Will przy dobrej realizacji mógł być czymś wyjątkowym w telewizji, a tak mamy coś na poziomie serialu Reign, ale z niedopracowaną wizją, błędnymi decyzjami i głupimi pomysłami. Ta konwencja kompletnie nie działa w takiej wersji i twórcy wyraźnie błądzą jak dzieci we mgle.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj