Will: sezon 1, odcinek 3 i 4 – recenzja
Will to nadal serial dziwny, nietypowy i... nieudany. Przedstawiana wizja jest zbyt współczesna, by móc się do niej przekonać.
Will to nadal serial dziwny, nietypowy i... nieudany. Przedstawiana wizja jest zbyt współczesna, by móc się do niej przekonać.
W odróżnieniu od pierwszych odcinków fabuła nabiera większej spójności. Will nie jest już tak chaotyczny i bez jasno określonego celu. Teraz wiemy, że celem jest sam Will i jego sukces. Problem polega na tym, że wszystko, co twórcy robią na drodze obranego kierunku, to tyrada pomysłów nieudanych, absurdalnych i ogranych.
Sukces przychodzi dość łatwo. Will bierze opisaną historię i przerabia ją na sztukę. Kłopot w tym, że zanim do tego dochodzi, napisał sztukę, która jest do bani. Takim sposobem twórcy kształtują nam Willa zadufanego w sobie, zarozumiałego i strasznie antypatycznego. Jak możemy czerpać satysfakcję z serialu, w którym nie kibicujemy głównemu bohaterowi?
Nadal problemem są nieciekawe, nudne i puste postacie. Nie ma tutaj nikogo, kto przez te 4 odcinki stałby się choć odrobinę ciekawy. W trupie teatralnej, w której pracuje Will, mamy bandę stereotypów o jednej/dwóch cechach. To samo można powiedzieć o wielkim rewolucjoniście, z którym Will zaczyna współpracować. oraz o czarnym charakterze niczym z kreskówki. To wszystko jest tak strasznie nieudolne i pseudoambitne, że trudno dostrzec jakiekolwiek zalety. Można odnieść wrażenie, że twórcy na siłę chcą zrobić coś nietypowego z wyjątkową artystyczną wizją, a robią wyprany z emocji i pomysłu serial, który nudzi i nie porywa.
Najgorsza jest jednak forma, która nie działa. W żadnym momencie, gdy twórcy wpychają współczesne elementy, nie można powiedzieć, że mają wyczucie czasu czy smaku. Impreza Willa w trzecim odcinku, z mocnym rockowym graniem w klimacie kostiumowym, tworzy żenujące wrażenie i podobnie mamy w kolejnym odcinku, gdzie każda wstawka jest przekombinowana i na siłę wciskana. Gdyby to chociaż miało jakiś styl, a jest tak naprawdę nijakie. Zatem nie można nawet powiedzieć, że mamy przerost formy nad treścią.
Do tego rozwinięto jeden z najgorszych wątków tego serialu, czyli wizję ducha ojca Willa. Po raz kolejny mamy motyw przekombinowany, niepotrzebny i często wręcz absurdalny. Cały zabieg z wizjami podczas imprezy Marlowe'a (w tej roli znowu fatalny Jamie Campbell Bower) to pokaz dziwacznych pomysłów, które nie mają żadnej głębi, większego sensu i celu. Do tego dodajmy banalny romans Willa z młodszą kobietą, który jest na poziomie telenoweli. Za bardzo zgrzyta.
Will przy dobrej realizacji mógł być czymś wyjątkowym w telewizji, a tak mamy coś na poziomie serialu Reign, ale z niedopracowaną wizją, błędnymi decyzjami i głupimi pomysłami. Ta konwencja kompletnie nie działa w takiej wersji i twórcy wyraźnie błądzą jak dzieci we mgle.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat