Willa miłości to na papierze komedia romantyczna, ale w rzeczywistości to reklama turystyczna włoskiej Werony. Dawno nie widziałem filmu, który obudowywałby fabularnie promocję miasta w taki sposób. To produkcja miła dla oka i niewątpliwe zachęcająca do wycieczki. Kamera podkreśla magiczne piękno miasta i atrakcji związanych z dramatem Romeo i Julia, który sam w sobie staje się punktem wyjścia dla całej opowieści. Problem polega jednak na tym, że komedia romantyczna jako gatunek ma bawić i poruszać emocje. Willa miłości robi to częściowo, bo tylko do połowy filmu. Bohaterce, która przybywa do Werony, wciąż towarzyszy pech – to dobry punkt wyjścia i pretekst do przemiany, którą musi przejść. Gdy przez niedopatrzenie właściciela nieruchomości musi dzielić willę z brytyjskim arogantem, całość nabiera komediowego charakteru. Lokatorzy chcą zniechęcić siebie nawzajem do tego miejsca, a ich poczynania mogą nas rozbawić (chociaż wykorzystanie kotów do wywołania reakcji alergicznej wydaje się moralnie dyskusyjne). W tym momencie Willa miłości jest przyjemna, lekka, niezobowiązująca. Taka typowa przeciętna komedia romantyczna na wieczór, gdy nie wiemy, co włączyć.
fot. Netflix
Czasem miałem wrażenie, że oglądam dwa różne filmy. Ten pierwszy był lekki i zabawny, a drugi – w zamiarze romantyczny i emocjonalny, w rzeczywistości nudny i pozbawiony uczucia. Gdy bohaterowie wchodzą w relację romantyczną, czar pryska. Wszystko staje się sztuczne, a gra Toma Hoppera jest bardzo wymuszona. Aktor zachowuje się tak, jakby w danym momencie reżyser dawał mu znaki: "teraz się uśmiechasz". Po prostu wypada bardzo niewiarygodnie. Kat Graham ma już kilka netflixowych komedii romantycznych na koncie, więc wie, jak się zaprezentować i dawkować emocje, by jej postać nie wywoływała tak niezręcznego wrażenia. Szkoda też, że chemii pomiędzy nimi nie ma zbyt wiele. Gdy dochodzi do kłótni przyszłej pary, czyli stałego punktu komedii romantycznych, Willa miłości zatraca całą swoją lekkość i humor. Wszystko staje się odtwórcze i wymuszone. Pojawienie się byłych partnerów okazuje się nietrafionym pomysłem – co prawda generuje problem, ale nie oferuje nic z rozrywki. Ani komedii, ani odpowiedniej dawki romansu. Przez to też druga część Willi miłości ciągnie się w nieskończoność. Nie ma już zabawy konwencją jak na początku. Willa miłości to niestety kolejny dowód na to, że Netflix zapomniał, jak robi się przyjemne komedie romantyczne. Czy naprawdę tak trudno stworzyć angażującą i zabawną historię z dobrą obsadą? Jako fan gatunku jestem rozczarowany.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj