Pierwsze dwa odcinki Willowa były solidne i dawały rozrywkę ocenianą na 6/10. Potem – jak mogliście przeczytać w moich recenzjach – było coraz gorzej. Finał pierwszego sezonu to powrót do lepszej jakości. Mamy dobre momenty, ciekawy styl wizualny, a nawet jakieś emocje. Jednocześnie jednak zostaje uwypuklone wszystko to, co złe.  Scenarzyści często idą na łatwiznę – zwłaszcza pod koniec, gdy bohaterowie bez większego powodu nie chcą iść do Wyrma. Twórcy w banalny sposób zostawiają furtkę na 2. sezon. Zresztą cały twist dotyczący tego, że Wyrm wygląda jak Elora, jest kwintesencją schematyczności i lenistwa. Trudno nazwać to kreatywną decyzją. To raczej odgrzewanie czegoś, co widzieliśmy już w różnych dziełach popkultury. To też najpewniej będzie odpowiedzią na to, kogo Willow widział w swojej koszmarnej wizji. Problemem finału jest brak wyczucia czasu i miejsca – ten błąd twórcy powielali wielokrotnie. Przez to tempo odcinka jest rwane. Już na samym początku, gdy powinniśmy zostać rzuceni w wir akcji, bohaterowie długo kontemplują, czy powinni skoczyć w przepaść za Elorą i Kit. Podobnych momentów jest więcej – zamiast skupić się na akcji i budowanych emocjach, dostajemy coś, co wybija z rytmu i immersji, np. głupie zachowanie lub dziwne, niepasujące do klimatu dialogi. Cała próba przekonania Elory i Kit przez wiedźmę i Airka może wywołać mieszane uczucia. Na papierze ten motyw wydaje się ciekawy, bo sprzeczność z tym, co wiemy, pobudza zainteresowanie. Gdy jednak okazuje się, że to kłamstwa i nie będzie żadnego odwrócenia perspektywy na motywacje tych złych, pozostaje obojętność i frustracja. Twórcy zasugerowali świetny motyw, który mógłby wiele namieszać, ale wszystko zmarnowali. Tak jakby mieli pomysł, ale nie wiedzieli, jak go dopracować, więc go porzucili. Do tego wizje Kit i Elory są banalne. Wszystko, co tam widzieliśmy, to festiwal oczywistości i przewidywalności. Jedyny plus to Madmartigan, który wspomógł córkę w kluczowym momencie. Duch tej postaci jest tutaj obecny, dzięki czemu seans staje się lepszy.
fot. Disney+
+9 więcej
Gdy jednak przychodzi do starcia z wiedźmą, jest ciekawie i emocjonalnie. Motyw dojrzewania Elory do akceptacji swoich mocy, pomimo przewidywalności, sprawdza się i ma swój urok. Udaje się to przedstawić całkiem nieźle pod kątem wizualnym. Do tego jednoczesna walka reszty bohaterów z siepaczami czarownicy dobrze napędzała rozwój wydarzeń. Choć reżysersko i montażowo wiele rzeczy zgrzyta, to trudno się czepiać – w końcu dostajemy to, czego mogliśmy oczekiwać po Willow. Starcie Elory z wiedźmą ma klimat, a tego w tym serialu dotąd nie doświadczyliśmy. Cała warstwa wizualna finału Willow może się podobać. W końcu widać tu jakiś budżet. Czemu dopiero w ostatnim odcinku? Mam wrażenie, że przez cały sezon oszczędzano pieniądze, by wydać je właśnie teraz. Efekty magii Elory i wiedźmy, a także komputerowo generowany wygląd antagonistki mają jakość. Jest tutaj kilka nieźle zrealizowanych scen, które warto docenić, biorąc pod uwagę poziom poprzednich epizodów. Nawet ta mityczna zbroja w stylu Iron Mana, na którą polował Madmartigan, może się podobać. Lepsza jakość finału nie zmywa jednak niesmaku, jaki pozostawia Willow. Kontynuacja kultowego filmu fantasy okazała się fatalnie zrealizowanym serialem, w którym twórcy podjęli mnóstwo złych decyzji. Po mdłym i przepełnionym zapychaczami sezonie w końcu dostaliśmy odcinek z dobrymi rozwiązaniami fabularnymi, ale to nie wystarcza. Wniosek z tego taki, że serialowy Willow nie jest wart czasu, który trzeba było poświęcić na te osiem odcinków, a na pewno nie zasługuje na 2. sezon.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj