Willow: sezon 1, odcinek 8 (finał sezonu) - recenzja
Czy finał zmieni końcową ocenę serialu Willow? Bynajmniej! Jednak na tle fatalnego sezonu ten odcinek nie jest aż taki zły.
Czy finał zmieni końcową ocenę serialu Willow? Bynajmniej! Jednak na tle fatalnego sezonu ten odcinek nie jest aż taki zły.
Pierwsze dwa odcinki Willowa były solidne i dawały rozrywkę ocenianą na 6/10. Potem – jak mogliście przeczytać w moich recenzjach – było coraz gorzej. Finał pierwszego sezonu to powrót do lepszej jakości. Mamy dobre momenty, ciekawy styl wizualny, a nawet jakieś emocje. Jednocześnie jednak zostaje uwypuklone wszystko to, co złe. Scenarzyści często idą na łatwiznę – zwłaszcza pod koniec, gdy bohaterowie bez większego powodu nie chcą iść do Wyrma. Twórcy w banalny sposób zostawiają furtkę na 2. sezon. Zresztą cały twist dotyczący tego, że Wyrm wygląda jak Elora, jest kwintesencją schematyczności i lenistwa. Trudno nazwać to kreatywną decyzją. To raczej odgrzewanie czegoś, co widzieliśmy już w różnych dziełach popkultury. To też najpewniej będzie odpowiedzią na to, kogo Willow widział w swojej koszmarnej wizji.
Problemem finału jest brak wyczucia czasu i miejsca – ten błąd twórcy powielali wielokrotnie. Przez to tempo odcinka jest rwane. Już na samym początku, gdy powinniśmy zostać rzuceni w wir akcji, bohaterowie długo kontemplują, czy powinni skoczyć w przepaść za Elorą i Kit. Podobnych momentów jest więcej – zamiast skupić się na akcji i budowanych emocjach, dostajemy coś, co wybija z rytmu i immersji, np. głupie zachowanie lub dziwne, niepasujące do klimatu dialogi.
Cała próba przekonania Elory i Kit przez wiedźmę i Airka może wywołać mieszane uczucia. Na papierze ten motyw wydaje się ciekawy, bo sprzeczność z tym, co wiemy, pobudza zainteresowanie. Gdy jednak okazuje się, że to kłamstwa i nie będzie żadnego odwrócenia perspektywy na motywacje tych złych, pozostaje obojętność i frustracja. Twórcy zasugerowali świetny motyw, który mógłby wiele namieszać, ale wszystko zmarnowali. Tak jakby mieli pomysł, ale nie wiedzieli, jak go dopracować, więc go porzucili. Do tego wizje Kit i Elory są banalne. Wszystko, co tam widzieliśmy, to festiwal oczywistości i przewidywalności. Jedyny plus to Madmartigan, który wspomógł córkę w kluczowym momencie. Duch tej postaci jest tutaj obecny, dzięki czemu seans staje się lepszy.
Gdy jednak przychodzi do starcia z wiedźmą, jest ciekawie i emocjonalnie. Motyw dojrzewania Elory do akceptacji swoich mocy, pomimo przewidywalności, sprawdza się i ma swój urok. Udaje się to przedstawić całkiem nieźle pod kątem wizualnym. Do tego jednoczesna walka reszty bohaterów z siepaczami czarownicy dobrze napędzała rozwój wydarzeń. Choć reżysersko i montażowo wiele rzeczy zgrzyta, to trudno się czepiać – w końcu dostajemy to, czego mogliśmy oczekiwać po Willow. Starcie Elory z wiedźmą ma klimat, a tego w tym serialu dotąd nie doświadczyliśmy.
Cała warstwa wizualna finału Willow może się podobać. W końcu widać tu jakiś budżet. Czemu dopiero w ostatnim odcinku? Mam wrażenie, że przez cały sezon oszczędzano pieniądze, by wydać je właśnie teraz. Efekty magii Elory i wiedźmy, a także komputerowo generowany wygląd antagonistki mają jakość. Jest tutaj kilka nieźle zrealizowanych scen, które warto docenić, biorąc pod uwagę poziom poprzednich epizodów. Nawet ta mityczna zbroja w stylu Iron Mana, na którą polował Madmartigan, może się podobać.
Lepsza jakość finału nie zmywa jednak niesmaku, jaki pozostawia Willow. Kontynuacja kultowego filmu fantasy okazała się fatalnie zrealizowanym serialem, w którym twórcy podjęli mnóstwo złych decyzji. Po mdłym i przepełnionym zapychaczami sezonie w końcu dostaliśmy odcinek z dobrymi rozwiązaniami fabularnymi, ale to nie wystarcza. Wniosek z tego taki, że serialowy Willow nie jest wart czasu, który trzeba było poświęcić na te osiem odcinków, a na pewno nie zasługuje na 2. sezon.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat