The Strain ("The Strain") ma to do siebie, że najlepsze rzeczy dzieją się tu w nocy, gdy wampiry wychodzą na powierzchnię, by polować i rozprzestrzeniać tytułowego wirusa. "Creatures of the Night" to pierwszy epizod od premiery, który rozgrywa się w całości po zmroku, i to przekłada się na fantastyczną porcję rozrywki. Tydzień temu pisałem, że serial wciąż prze do przodu i rozwija wątki. Choć tym razem spędzamy 40 minut w jednej lokalizacji, to i tak dowiadujemy się wielu nowych i ciekawych rzeczy. Samą obławę stacji benzynowej oglądało się rewelacyjnie. Była akcja, fabularne twisty, a nawet trochę dobrego humoru.
Scenarzyści wiedzą, że zapychacze i sztuczne przedłużanie nieuniknionego to zabiegi, które irytują widzów najbardziej. Przyjąłem więc bardzo pozytywnie to, że Vasiliy tak szybko i niespodziewanie dołączył do grupy Epha. Wpisuje się to idealnie w tę rozrywkową i nie-wszystko-ma-być-logiczne konwencję serialu. Tak samo to, że hakerka wynajęta przez Palmera również się tu znalazła. Zbyt nieprawdopodobny to zbieg okoliczności, ale zgodny z dotychczasowym trendem – The Strain nie zwalnia ani się nie zatrzymuje, tylko cały czas przyspiesza!
[video-browser playlist="633361" suggest=""]Dostaliśmy również niezwykle interesujące pośrednie nawiązanie do końcówki poprzedniego odcinka, w którym spotkaliśmy tajemniczy wampirzy oddział. Abraham wspomina, że wśród tych stworzeń również panuje hierarchia i podział na kasty, a jedną z różnic pomiędzy nimi jest samoświadomość i możliwość zachowania wspomnień z "poprzedniego życia". Taka segmentacja zawsze niesie za sobą ryzyko buntu i nieposłuszeństwa, nie wspominając już o tym, że przecież nikt nigdy nie stwierdził jednoznacznie, iż Mistrz jest tylko jeden. Być może takich jak on jest więcej, a mitologia tych stworów jest o wiele bardziej złożona.
Kevin Durand naprawdę świetnie wkomponował się w małą armię Setrakiana. Staruszek od razu włączył tryb mentora, gdy tylko usłyszał z ust Vasiliya słowo eksterminacja. Ci dwaj panowie będą niedługo rozumieli się doskonale, a Abe chyba właśnie znalazł swojego następcę. Kolejnym dobrym ruchem, który jeszcze bardziej sprawił, że ten odcinek wyróżniał się na tle pozostałych, było uśmiercenie jednego z głównych bohaterów, w dodatku w bardzo dosadny i mało ceremonialny sposób. To sygnał od twórców, który mówi, że mało kto jest w Wirusie bezpieczny, a poza tym Eph i Nora wiedzą teraz, że zwykłe zadrapanie w gruncie rzeczy oznacza śmierć. Tego się nie da wyleczyć, to trzeba zniszczyć.
Czytaj również: Wampiry na ekranie
Wirus co tydzień nie zawodzi i dostarcza wyśmienitej rozrywki. Nadal jednak ma się poczucie, że najlepsze dopiero przed nami, a wielki finał zbliża się już wielkimi krokami.