Tuż przed finałem serial Wirus oferuje nam sporo ciekawych wydarzeń, choć nie wszystkie są sensowne i logiczne. Tych na szczęście jest niewielki odsetek dzięki czemu serial ogląda się nadal bardzo przyjemnie w porównaniu z poprzednim sezonem.
Odcinek
White Light dał nam dwie rzeczy – prawdopodobny przełom w walce ze strzygami oraz istotny wątek pradawnych, których rola, jak się okazuje, dla wszystkich wydarzeń jest po prostu marginalna. Przede wszystkim Eph wraz z Dutch są coraz bliżej skonstruowania urządzenia, które będzie w stanie zagłuszyć rozkazy Mistrza. Bez tego Strzygi stają się bezwolnymi stworzeniami, które po prostu jest łatwo pokonać. Ważnym sprzymierzeńcem w walce z Mistrzem staje się Palmer, który rozczarowany niedotrzymaniem danego słowa przez Mistrza próbuje się sprzymierzyć z Setrakianem. Tu oczywiście ma to też drugie dno – Setrakian jest jedyną osobą, która potrafi stworzyć życiodajną biel, na czym Palmerowi zależy najbardziej. Jak się później okazuje, ten środek staje się jego celem, a pokonanie Mistrza jest dla niego nie mniej ważne, niż przedłużenie własnego życia.
Wracając do wcześniej wspomnianych pradawnych –
White Light oferuje zaskakujący finał ich wątku w tym serialu. Do tej pory wydawało się, że są to ważni gracze w walce z Mistrzem, że ten zwyczajnie się ich obawia uznając ich za jedynych, którzy są w stanie go pokonać. Okazało się jednak, że tak nie jest. Pradawni nie są tak silni, jak się wydawało, a co więcej, są podzieleni między sobą, co zdecydowanie utrudnia skuteczne działanie przeciwko Mistrzowi. W tym wszystkim tak naprawdę żal Quentina (sami przyznacie, że każde jego pojawienie się od razu dźwiga poziom całego odcinka), który mimo wszystko licząc na ich pomoc, ostatecznie sam będzie musiał podjąć walkę z wrogiem. Oczywiście istotną rolę w tej kwestii odegrał Eichorst podrzucając im bombę, co ostatecznie wpłynęło na kształt wydarzeń w kolejnym odcinku –
Do or Die.
Układ sił został tak mocno zmieniony, że nowojorczycy, a zwłaszcza służby oddelegowane do walki ze strzygami, stracili ducha walki i skupili się na ucieczce. Takiego obrotu sprawy można się już było spodziewać po tym, jak podjęli próbę zniszczenia gniazda strzyg w Central Parku. Okazało się, że praktycznie nic to nie dało, ponieważ przewaga liczebna krwiożerczych stworzeń jest przytłaczająca. Dobrze zresztą podsumował to Setrakian, mówiąc że trudno walczyć z wrogiem, którego szeregi rosną w tak zastraszającym tempie. Uciec z Nowego Jorku chce także, co trochę rozczarowuje, Fet – do tej pory jeden z nielicznych bohaterów, który nie tracił ducha walki i z radością zabijał kolejne stwory. Jego sygnału do odwrotu nie chcą słyszeć natomiast ani Eph, ani Dutch, którzy w końcu zbudowali urządzenie zakłócające komunikację strzyg z Mistrzem i co istotne – to działa, co być może będzie sporym atutem w finałowej rozgrywce.
Być może ważną rolę w finale odegra jeszcze Palmer, który ze zniedołężniałego starca stał się przebiegłym i sprawnym łowcą, co doskonale pokazała scena, kiedy prawie udało mu się zabić Eichorsta. Jakkolwiek jednak nie będzie, ostatni odcinek tego sezonu
The Strain zapowiada się najciekawiej z dotychczasowych finałów i kto wie – może ludzkość zyska swoją szansę na odwrócenie losu.
No id" align="center" promote_link="yes"]
Choć ostatnie dwa odcinki ogląda się naprawdę dobrze, to zdarzały się rzeczy, które zwyczajnie kłuły w oczy. Tak można powiedzieć o romansie pomiędzy Godwatherem i Dutch, który do serialu został wprowadzony na siłę. Ich „związek” w żaden sposób nie przekonuje, jak zresztą większość romansów, jakie doktorek w tym serialu nawiązywał. Niezbyt dobrze wypadła też scena ucieczki z Nowego Jorku radnej Feraldo, która dowodziła „ruchem oporu” w mieście. Zabrakło w tym zwyczajnie logiki – zamiast przeczekać do rana i wtedy podjąć próbę, zdecydowała się na to w porze największej aktywności strzyg co nie skończyło się dla niej dobrze. Dla niej oraz dla Angela, który wraz z Gusem również próbował się wydostać z miasta opanowanego przez sługi Mistrza. Tej postaci trochę szkoda, zwłaszcza że tworzyła świetny duet z Gusem, a co istotne – ta para świetnym pryzmatem pokazującym losy większości mieszkańców Nowego Jorku. Przez wszystkie sezony wydawało się, że obaj odegrają ostatecznie bardzo ważną rolę w walce z tak silnym wrogiem. Niestety, ostatecznie zostali sprowadzeni tylko do tła, by nie powiedzieć zapychacza dla reszty wydarzeń.
Serial
The Strain jest w naprawdę dobrej formie. Owszem, nadal zgrzyta w wielu detalach, ale nie przeszkadza to w odbiorze. Już teraz można powiedzieć, że trzeci sezon jest zdecydowanie najlepszy ze wszystkich. Teraz należy tylko trzymać kciuki, by twórcy nie zepsuli finału, bo jak się już mogliśmy przekonać, są do tego zdolni, a to może wpłynąć na ostateczny odbiór całości.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h