Mowa oczywiście o wątku Evy i jej firmy oraz udziale w całej sprawie Stephena. Niby to zaskakujące, niby dobrze pasuje, a jednak powinno być ujawnione 2-3 odcinki wcześniej. Ten wątek jest bowiem nudny jak flaki z olejem i w dużej mierze psuje przyjemność oglądania jednego z najciekawszych seriali ostatnich lat, jednocześnie zaniżając jego poziom. I choć sprawa pozornie znalazła się w kulminacyjnym momencie, to chyba mimo wszystko będziemy musieli się z nią męczyć co najmniej do finału lata, jak nie dłużej… Cóż, aż dziwne, że sami twórcy nie widzą, jak wielki popełnili błąd brnąc w jedną sprawę przez cały sezon. Jedyny mocny moment związany z tym wątkiem odcinka to Ross u Camerona Dennisa, a to mówi samo za siebie.

Dużo lepiej natomiast prezentuje się motyw z fikcyjną rozprawą sądową o prawa do opieki nad kotem. Walka Louisa i Nigela to coś pięknego. Nie tylko ze względu na to, że te dwie postacie są niezwykle charakterystyczne i szalenie od siebie różne, ale także z uwagi na chwyty, jakich używają. Dzięki temu fikcyjna rozprawa dostarcza dużej dozy rozrywki wraz z dosyć nieoczekiwanym finałem, który powinien zadowolić każdego.

Nie rozumiem również, czemu twórcy tak pobieżnie eksploatują fuzję, jej konsekwencje i rolę Harveya, bowiem można byłoby zrobić z tego całkiem emocjonującą rozgrywkę w kancelarii. Choć jestem pod wrażeniem tego, jak Specter doprowadził do zmiany postawy Jessiki, to mimo wszystko wydarzenia, które do tego doprowadziły, raczej działy się poza ekranem niż na nim. Pytanie tylko, jak z zaistniałej sytuacji wyjdzie Darby, bowiem nasi bohaterowie wg. zasady "nikt nie uwierzy, żeby prezes nie wiedział, co robi jego zastępca" powinni teraz dosyć ostro naciskać na nowego szefa. Harvey natomiast podkreślił, że zależy mu na renomie, a nie władzy. To chyba mimo wszystko lekkie zaskoczenie.

[video-browser playlist="635503" suggest=""]

Trudno także zrozumieć, o co scenarzystom chodzi ze związkiem głównych bohaterów. O ile bowiem w finale wyglądało to naprawdę emocjonująco, to teraz trudno oprzeć się wrażeniu, że robią z niego niepotrzebny dramat. Ukochana wyjeżdża, Mike płacze, a męska część widowni już cierpi na samą myśl, że Meghan Markle mogłaby zniknąć z ekranu na dłużej niż jeden odcinek. Może i ten kryzys z różnymi celami bohaterów był potrzebny, ale można go było ukazać w dużo lepszy, mniej "telenowelowy" sposób. Przecież jeszcze kilka odcinków temu tak przyjemnie się oglądało wizytę Mike’a u rodziców… To jednak melodia przeszłości, a scenarzyści muszą popracować nad tym wątkiem, żeby przypadkiem go nie zabić.

Suits wciąż oferuje niezłą rozrywkę, jednak pewne wątki coraz bardziej męczą. Serial zatraca cechy, którymi imponował przez pierwsze dwa sezony. Co prawda nie w sferze warsztatowej, bowiem dialogi stoją dalej na wysokim poziomie, ale jeśli chodzi o warstwę fabularną, to już nie są rysy, ale poważne pęknięcia na nieskazitelnym obliczu chłopców w garniturach.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj