Wojownik w finale cierpi na pewną dolegliwość seriali, które dają znakomity przedostatni odcinek. Choćby wielokrotnie widzieliśmy ten trend w Grze o tron. Nie oznacza to jednak drastycznego spadku poziomu. Finał po prostu nie sprostał oczekiwaniom widzów. 9. odcinek rozbudził apetyt, a ostatni nie idzie za ciosem. Tempo jest zwolnione, a fabuła bardziej skupiona na lizaniu ran Ah Sahna. Brak też w tym jakiegoś zawiązania wątków i uczucia kulminacji, bo jednak jako widzowie jesteśmy przyzwyczajeni, że finał musi dać coś więcej, a ten nie daje. A wręcz oferuje mniej niż 9. odcinek. Z uwagi na całą konwencję, radzenie sobie Ah Sahna z porażką nie jest atrakcyjne. Staje się ono zwyczajnym wypełniaczem czasu, który ma doprowadzić do oczywistych i oczekiwanych wniosków. Do podniesienia się wojownika i odbudowania wewnętrznej siły. Z jednej strony dobrze, że twórcy poświęcili temu sporo czasu, bo tym samym jego upadek w hierarchii społecznej i przygnębienie psychiczne mają sens i nadają wyraz bohaterowi. To można docenić. Z drugiej strony świadomość, że to momentalnie doprowadzi do jedynego słusznego rozwiązania, sprawia, że znaczenie tych scen gdzieś umyka. To jest ten moment, w którym konwencja serialu działa jak miecz obosieczny. Może gdyby rozciągnięto to na kolejny sezon, wrażenie byłoby lepsze. Zwłaszcza że finał rozczarowuje podwójnie, przywracając tak naprawdę status quo, czyli Ah Sahn wraca do Hop Wei. Jego współpraca z Ah Toy jest ciekawszym i świeżym rozwiązaniem, a ponowne powiązanie go z tongą wydaje się naciągane i na razie nieusprawiedliwione fabularnie. W końcu mamy uwierzyć, że może wrócić, bo tak chce młody Jun. Tylko ten serial wielokrotnie pokazał, że jego "chce" nic nie znaczy, bo on tu nie rządzi.
fot. David Bloome / Cinemax
Nie zmienia to jednak jakości, jaką Wojownik wciąż oferuje. Ten moment, gdy Ah Sahn przełamuje się, choć jest sztuczny i trochę naciąganie opóźniany, wywołuje wielkie emocje. Walka z irlandzkimi zbirami jest jedną z lepszych, jaką ten serial nam zaoferował. Efektowna, pomysłowa, brutalna, z dopracowaną choreografią walki, z wieloma przeciwnikami na raz. To w takim momencie aktor może przekazać całe emocje drzemiące w postaci poprzez starcie z przeciwnikami. I to czuć, jak Ah Sahn w pełnym agresji konflikcie wyrzuca z siebie frustrację i to, co nagromadziło się po porażce. Z każdym ciosem jest to coraz bardziej natężone. Kwintesencją jest atak Leary'ego, który prezentuje zupełnie inny styl walki. Jednak jego doświadczenie ulicznego zbira i wojownika sprawia, że jest to pojedynek równego z równym. Na nic się zdają ekwilibrystyczne akrobacje Ah Sahna. Szkoda, że szybko zostało to urwane, ale jednocześnie mamy zapowiedź rewanżu w 2. sezonie. Jakoś szczególnie nie zaskakuje zmiana roli Fung Hai w tym serialu. Nowy szef namieszał atakując Lee i zmienia rozstawienie pionków na mapie miasta. Widzimy, że z tongi do wynajęcia stają się równorzędnym graczem w dzieleniu się wpływami miasta. Wątek został przeprowadzony prosto, czytelnie i raczej z naturalnym twistem, którego można było się domyślić z uwagi na poprzednie działania organizacji. To też dobrze zapowiada 2. sezon. Najlepszą sceną chyba jednak jest rozmowa Penelope z Buckleyem. To w tym momencie scenariuszowe puenty doskonale trafiają w punkt i dają świadomość, że w szermierce słownej oboje są sobie równi. To buduje ciekawą relację na przyszłość, z której - miejmy nadzieje - sam burmistrz zostanie usunięty, bo jest to postać zbędna i nudna.  Wojownik kończy się odcinkiem niezłym, który cierpi przez podejście twórców. To jest finał sezonu, w którym za mało jest finalizacji wątków, a za dużo wprowadzania do 2. sezonu. Najlepsze finały oferują równowagę w tych aspektach. A tej w tym odcinku zabrakło. Nie zmienia to jednak faktu, że Wojownik to jedna z lepszych nowości roku i jeden z najbardziej rozrywkowych obecnie seriali.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj