Wojownik w premierze sezonu położył większy nacisk na przedstawienie klimatu świata przedstawionego oraz scen walk. To pozwalało wczuć się, ale w dalszych odcinkach konstrukcja musiała być inna. Serial musi kształtować swoją opowieść, abyśmy mogli dostrzec jej cel oraz zdać sobie sprawę, czy chcemy poświęcać temu czas. Oba odcinki spełniają swoją rolę wyśmienicie, składając widzom obietnicę: to fabuła jest najważniejsza, nie sceny akcji.
Ah Sahn jest nadal postacią, która wzbudza pewną konsternację. Możemy wysnuć wniosek, że serce ma na właściwym miejscu, bo w końcu zdecydował się uratować żonę burmistrza przed irlandzkimi zbirami. To stanowi o sile jego wątku, bo wydarzenia po przybyciu do San Francisco raczej wpływały na jego wręcz przesadną pewność siebie. Ta lekcja pokory w więziennej celi, a potem z rąk szefa Hop Wei jest kluczowa dla jego dalszej ewolucji. Jako centralny bohater Wojownika staje się on ciekawszy, bo choć to wyraźnie prosty człowiek, który wpakował się w tarapaty, nowe wydarzenia stawiają go w innym świetle. Zwłaszcza, że jest na celowniku Irlandczyków, co w kontekście rozwoju fabuły zapowiada się smakowicie.
Oba odcinki idą z duchem gatunku, w jakim ten serial jest osadzony. Mamy więc rywalizację chińskich gangów, wojnę na horyzoncie oraz polityczne machinacje i intrygi. Wszystko to, co w takich serialach się ceni. To potrafi dobrze budować i przede wszystkim komplikować historię. W tym najciekawszy jest fakt, że Hop Wei wydają się na straconej pozycji pomimo tego, że mają Ah Sahna. Mai Ling razem z dziwnie niepokojącym pomocnikiem burmistrza stanowi o sile. Wiemy, że gangi wkrótce zaczną na poważnie przelewać krew. To wręcz jest coś oczekiwanego. Intryguje mnie w tym znaczenie Leary’ego, które jest dobrze budowane w obu odcinkach. Niechęć Irlandczyka do Chińczyków ma swoje podłoże bardziej pragmatyczne niż rasowe, więc można rzec, że on będzie niewiadomą w kolejnych odcinkach. Leary powinien być ważną komplikacją.
Nie brak dobrze zrealizowanych walk, w których choreograf ponownie doskonale wykorzystuje umiejętności aktorów. Andrew Koji nadal walczy w stylu Bruce’a Lee, ale tym razem nie jest to tak ładne dla oka. Bitka w celi z Irlandczykami nie pozwalała mu na techniczne popisy. W tym miejscu dostajemy mieszankę obu wizji na choreografię, o której pisałem przy premierze: chińska maestria z brutalnością i skutecznością Irlandczyków. Ah Sahm bije, by pokonać bez popisywania się jak w barze w pilocie serialu. A obok mamy przecież Joe Taslima, który ma swoje pięć minut. Każdy, kto oglądał go w kinie z Indonezji, wie, że to człowiek o wyjątkowych umiejętnościach, które tutaj prezentuje z zabójcza skutecznością, ale w zupełnie innym stylu niż Ah Sahn. To stanowi o sile Wojownika, bo każdy z fighterów to intrygujący element zapewniający o jego nieprzewidywalności. Ewentualny kolejny pojedynek Ah Sahna z Long Zi to będzie nie lada gratka dla wszystkich widzów.
Wojownik to po prostu kapitalny serial. Odcinki pokazały klarowny, przemyślany rozwój historii w kierunku konfliktu oraz bohaterów, którzy nabierają wyraz. Nie tylko Ah Sahn, a także żona burmistrza, obaj policjanci z Chinatown, politycy oraz inni gangsterzy, którzy odgrywają określone role. To tylko trzy odcinki, a już możemy wyklarować opinie, kogo lubimy, kto jest ciekawy lub intrygujący (szefowa burdelu z tajemnicą!) I które wątki maja potencjał. A wszystko okraszone świetną realizacją i klimatem, który sprawia, że trudno się od tego oderwać.