Wonder Woman nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca w świecie. Czuje się odmienna od zwykłych ludzi, których ratuje przed śmiertelnymi zagrożeniami. Jej związek z Supermanem oddalił ją od Steve’a Trevora. Nowa rola bogini wojny nie jest dla niej jasna, utrudnia jej znalezienie własnej tożsamości. Nawet jej własne słowa: „Jestem Wonder Woman”, wypowiedziane pod wpływem lassa prawdy nie przynoszą ulgi. Na domiar złego, wygnanie z Temiskiry, które przyjęła dobrowolnie, staje się prawdą. Nie mogąc wrócić do swych najbliższych, Diana postanawia odszukać Cheetah, która może odnaleźć drogę do rajskiej wyspy. Greg Rucka to jedno z najważniejszych nazwisk wśród autorów komiksów DC ostatnich lat. Weteran licznych flagowych serii uniwersum, w Odrodzeniu wrócił do tej, za którą zebrał najwięcej pochwał. Owocem tego powrotu są właśnie Wonder Woman vol. 1: The Lies. Stosunkowo kameralna na tle innych tytułów współczesnego DC opowieść, stanowi bardzo osobiste spojrzenie na główną bohaterkę i jej relację ze światem. Wonder Woman prezentuje heroiczną postawę, nie odwracając wzroku od osób potrzebujących pomocy pomimo własnych trudności. W poszukiwaniu tożsamości ukazuje, że właśnie bohaterstwo jest jej powołaniem. Dużym atutem scenariusza Rucki są stosunki Diany z pobocznymi bohaterami. Jej wspólna przeszłość z Cheetah jest głównym motorem pierwszej połowy komiksu, a niechętny sojusz zawiązany pomiędzy kobietami zmienia ich relację na zawsze. Przeklęta kobieta-gepard to postać trudna, motywowana bólem, rozczarowaniem i odrzuceniem, które doprowadzają do dzikiej furii. Stanowi idealny kontrast dla Diany, która na te same emocje reaguje siłą i delikatnością, którą może wykazać się tylko księżniczka Amazonek. To jest właśnie w Wonder Woman najpiękniejsze – swoją postawą motywuje innych do bycia lepszymi. Oprócz Cheetah, istotną rolę odgrywa Steve Trevor. Niemal dosłownie nieśmiertelny (w ilości zmartwychwstań dorównuje mu chyba tylko Jean Grey) towarzysz bohaterki daje się poznać jako kompetentny dowódca i przede wszystkim żołnierz o złotym sercu. Miłość jaką darzy Dianę popycha go do przodu, ale jego czyny mówią same za siebie – nawet bez wpływu bohaterki jest on godzien jej zainteresowania. Związek amazonki i żołnierza zapowiada się na istotny element nadchodzącej serii.
Źródło: Świat Komiksu
Złoczyńcy tomu, mroczny bóg Urzkartaga i jego wyznawca Cadulo, stanowią alegorię toksycznej męskości, stając w kontraście do delikatnej kobiecości Diany i prawdziwego męstwa, którym charakteryzuje się Steve i jego podwładni. Walka z nimi jest świetna, ale następuje trochę za wcześnie. To w ogóle problem całego tomu. Wspomniana wcześniej kameralność sprawia, że przydałoby się w nim nieco więcej scen akcji. Kłamstwa oryginalnie wydano jako nieparzyste numery serii. Były one przeplatane numerami, które złożą się na wydawany niedługo przez Egmont Rok pierwszy. Chociaż fabularnie ma to zdecydowanie więcej sensu, może to wyjaśniać niewielką skalę pierwszego tomu Wonder Woman. Tak sobie wypada też wątek Etty Candy i Sashy Bordeaux. Chociaż Etta jest prawdziwą twardzielką, której sceny same w sobie są przyjemne, sam wątek nie służy niczemu poza wypełnieniem stron i zapowiedzeniem dalszej osi fabularnej, niezwiązanej z obecną.
Dużym zaskoczeniem był dla mnie rysownik Liam Sharp. Znany z koszmarnego Testamentu oraz wielu jednorazowych występów w licznych seriach, w tym przypadku poradził sobie świetnie. Jego Wonder Woman jest dokładnie taka, jaka powinna być. Piękna i potężna amazonka przemierza gęstą, duszną dżunglę. Sharp z powodzeniem stosuje kompozycję, w której dzieli stronę na kadry za pomocą elementów scenografii. Czasem są to gałęzie drzewa Urzkartagi, innym razem kraty bambusowej klatki, w której przebywają jeńcy. Dzięki temu udaje mu się uniknąć nudy i banału. Świetnie prezentuje się nowy projekt Cheetah, dużo bardziej zwierzęcy niż w poprzednich odsłonach, co ma nawet uzasadnienie fabularne. Jeśli chodzi o szatę graficzną można mieć zastrzeżenia do prologu rysowanego przez innego artystę. Nieciekawe rysunki robią marne pierwsze wrażenie, a bohaterka nosi okropny kostium, relikt z czasów New 52. Na szczęście po kilkunastu stronach fabuła skacze daleko do przodu, Sharp zostaje głównym rysownikiem, a Diana przechodzi długotrwałą przemianę garderoby. Wonder Woman to kolejny jasny punkt wśród wczesnych tomów Odrodzenia. Brak rozmachu pozwala komiksowi skupić się na tym, co najważniejsze – postaci głównej bohaterki. Piękna amazonka znów zdobywa serca czytelników i pozostaje mieć nadzieję, że Greg Rucka będzie jej towarzyszył bardzo długo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj