Ekranizacje komiksów spod znaku DC Comics nie miały ostatnio dobrej passy. Najczęściej zwiastuny wiele obiecywały, ale rezultat rozczarowywał i tylko poszczególne elementy (sceny, kreacje niektórych aktorów, itp.) zasługiwały na uwagę. Słusznie zatem i Wonder Woman budziła obawy – wszak pokazywane w reklamówkach fragmenty obiecywały wiele. Tym razem jednak po wyprawie do kina powinno się obyć bez zawodu. Po filmie oczywiście nie należy się spodziewać zaskakujących zwrotów fabularnych; a przynajmniej nie na ogólnym poziomie. To historia Diany wychowywanej przez Amazonki i szkolonej na wojowniczkę, która ratuje amerykańskiego lotnika ściganego przez niemieckie wojska. Przekonana, że za Wielką Wojną stoi Ares, wyrusza do świata ludzi, by się z nim zmierzyć i przywrócić ludziom pokój. Oczywiście na miejscu niewiele jest tak proste i jednoznaczne, jak się początkowo wydaje młodej i naiwnej wojowniczce. Fabularnie Wonder Woman oczywiście koncentruje się na doprowadzeniu do konfrontacji pomiędzy  Dianą i jej przeciwnikiem, ale jednocześnie twórcy starali się podkreślić przemianę, jaką przechodzi grana przez Gal Gadot postać. Być może stwierdzenie, że z idealistki zmienia się w realistkę, jest zbyt mocne, ale z pewnością Diana wyzbywa się wielu złudzeń, a jednocześnie dostrzega, że świat nie składa się z czerni i bieli.
fot. Warner Bros.
+50 więcej
Pewne zastrzeżenia można mieć do samego finału. O ile fabularny twist jest nawet zaskakujący (choć daje się wyczuć nieco wcześniej, że nie wszystko jest tak proste, jak się bohaterce wydaje), to końcowy pojedynek – widowiskowy, spektakularny i pokazujący potęgę obojga przeciwników – swoim rozmachem nie do końca pasuje do wcześniejszego, dość kameralnego (choć są spektakularne sceny jak choćby szarża Diany na niemieckie okopy) charakteru filmowej narracji. To po prostu nie ta skala – ale z drugiej to bardzo częsty grzech kina superbohaterskiego, tutaj dodatkowo podkreślony przez historyczne realia. Niemniej przez większość czasu akcja Wonder Woman utrzymają jest w dobrym tempie, a spokojniejsze sceny przeplatane są sporą dawką akcji. Ponadto, szczególnie w pierwszej połowie, zaskakująco dużo jest humoru, w większości przypadków niewymuszonego, a wynikającego z różnic kulturowych i nieznajomości realiów przez bohaterów – a w większości oczywiście przez główną bohaterkę. Cóż, wsadzenie wojowniczki z wielkim mieczem i kusym pancerzem w realia jeszcze dość purytańskiego Londynu aż się o to prosi. Wydaje się, że wreszcie DC i Warner znaleźli złoty środek pomiędzy chęcią nadgonienia zaległości w kreowaniu własnego uniwersum (przynajmniej w porównaniu do Marvela), a chęcią opowiadania własnych historii. Film jest wewnętrznie spójny, a jednocześnie detalami łączy się z innymi produkcjami. Ma też nieco lżejszy – co nie znaczy, że lekki ton. Okoliczności, w jakich przychodzi działać postaciom, są okrutne, ale są łagodzone przez barwne postacie pozytywnie patrzące na świat. Widać tu echa starszych filmów wojennych, w których liczył się heroizm, a nie realizm. W Wonder Woman się to dobrze sprawdza.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj