"Filary Ziemi" z 2010 roku zgromadziły niemałą widownię i odniosły spory sukces. Główna w tym zasługa Kena Folletta, na podstawie powieści którego zrealizowano serial. Choć zmian względem literackiego pierwowzoru było dość sporo, to nie przeszkodziło to produkcji w zdobyciu popularności. W 2007 roku opublikowano "Świat bez końca", czyli jego kolejną powieść stanowiącą zarazem swego rodzaju kontynuację "Filarów Ziemi", a którą teraz także przeniesiono na srebrny ekran.
[image-browser playlist="599181" suggest=""]
©2012 Showcase.
Akcja ponownie rozgrywa się w miasteczku Kingsbridge, tyle że 157 lat po wydarzeniach przedstawionych w "Filarach...". Izabela Francuska pokonuje swojego męża Edwarda II detronizując go i koronując w jego miejsce ich syna. Niedawny król zostaje wtrącony do lochu i wkrótce zabity. Po objęciu rządów, kobieta podnosi podatki, wyłapuje i skazuje na stracenie rzekomych zdrajców i ciemięży lud na wszelkie możliwe sposoby. W tym nieciekawym okresie przychodzi żyć głównym bohaterom, z których każdy stara się zachować życie i ugrać coś dla siebie.
Od razu mówię, że książki nie czytałem, ale serial porwał mnie już od pierwszych minut. Jest dobrze zagrany i przede wszystkim wiarygodny. W porównaniu do wielu podobnych seriali, tutaj miasteczko tętni życiem, w tle zawsze coś się dzieje, a widz nie odnosi wrażenia, że ogląda jedynie ładną scenografię i garstkę statystów. Ilekroć oglądamy sceny rozgrywające się bezpośrednio w mieście, to zawsze widzimy tłumy ludzi przechadzających się po rynku, dyskutujących i handlujących ze sobą. Pozwala to bardziej wczuć się w klimat opowieści i na tę niecałą godzinę całkowicie zatracić się w przedstawionym świecie.
[image-browser playlist="599182" suggest=""]
©2012 Showcase.
Twórcy też nie starali się na siłę tworzyć mrocznej i brudnej atmosfery, jak to nierzadko ma miejsce w produkcjach osadzonych w okresie średniowiecza. Drzewa się zielenią, ptaszki śpiewają, mieszkańcy zajmują się swoimi sprawami, a w między czasie ktoś wiesza zdrajców korony lub kobietę oskarżoną o czary. Taki naturalny kontrast zdecydowanie bardziej do mnie przemawia, aniżeli zbytnie przekoloryzowanie takich czy innych elementów.
Największą jednak zaletą "Świata bez końca" jest oczywiście sama historia i bohaterowie. Zobaczymy więc walkę o władzę, którą toczy sama Izabela, po raz kolejny przekonamy się, że kler to zło, będziemy świadkami mordowania członków własnej rodziny w celu polepszenia własnego stanu majątkowego oraz doświadczymy trudnej miłości. Wątków jest naprawdę sporo, a każdy tak samo ciekawy. Do tego dochodzi cała plejada interesujących postaci. Obejrzałem dopiero dwa odcinki, a już zdążyłem znienawidzić brata Josepha, który bardziej przypomina lubującego się w cierpieniu innych szarlatana, aniżeli znachora, za którego stara się uchodzić. Podobnie sprawa ma się z Petranillą, która dla własnych korzyści zabije nawet rodzinę, jak i jej synem - zboczonym i zepsutym zakonnikiem. Zresztą w World Without End nie brakuje bohaterów negatywnych, ale to może właśnie dlatego serial aż tak wciąga. W końcu rodzące się pomiędzy Caris i Merthinem uczucie nie jest aż tak interesujące, jak intrygi i ciche eliminowanie tych, którzy stoją na drodze do celu.
[image-browser playlist="599183" suggest=""]
©2012 Showcase.
Co tu dużo pisać, "Świat bez końca" ogląda się świetnie, tym bardziej, że twórcom udaje się bardzo umiejętnie grać na emocjach widza. Wielokrotnie zdarzy się, że podskoczy wam ciśnienie i pełni napięcia wyczekiwać będzie dalszego rozwoju wydarzeń. Ja miałem tak chociażby podczas świetnej sceny na moście z drugiego odcinka. Tak bardzo zaabsorbowało mnie to, co działo się właśnie na ekranie, że aż zapomniałem o tak podstawowej rzeczy jak oddychanie.
Jeśli lubicie produkcje osadzone w historycznych realiach, to nowa propozycja od Showcase jest serialem dla was. Historia wciąga, wiarygodnie zagrani bohaterowie intrygują, a scenografia zachwyca. W dodatku "World Without End" nie stroni od brutalności, jeśli tylko okoliczności tego wymagają. Widok krwi i ucinanych kończyn będzie więc tutaj na porządku dziennym, zresztą takie czasy. Nie pozostaje mi chyba nic innego, jak tylko polecić wszystkim tę doskonale zapowiadającą się ośmioodcinkową mini serię, bo już w tej chwili spotkać się można z opiniami, iż jest jeszcze lepsza niż "Filary Ziemi".
Ocena: 9/10