Falling Skies ("Falling Skies") zjednoczyło w końcu wszystkich głównych bohaterów, ale ich lojalność i poglądy nie w pełni ze sobą współgrają. W centrum rodzinnego konfliktu znajduje się Lexi, która przechodzi drastyczną transformację i wszelkie racjonalne przesłanki mówią nam, że po zakończeniu procesu najlepiej znajdować się jak najdalej od niej. Serce podpowiada jednak inaczej i każe zadać sobie pytanie: czy ta jedyna w swoim rodzaju międzygatunkowa hybryda będzie przejawiać więcej cech człowieka czy Espheni?
Twórcy na razie nie odpowiedzieli na to pytanie i poświęcili cały 6. epizod na festiwal wątpliwości i trudnych decyzji. Wraz z jego końcem na ekranie nastał względny porządek, a scenarzyści osiągnęli w pełni to, do czego dążyli od początku sezonu – Masonowie znów trzymają się razem choćby nie wiadomo co. To nawet dość wiarygodny i potrzebny zabieg, aby po wielomiesięcznej rozłące postacie wybadały się na nowo i przypomniały sobie, jak to jest być zgranym kolektywem. Przeszły w końcu wiele w ostatnim czasie i natychmiastowy powrót do status quo wypadłby na pewno nieco sztucznie. Jednak chęć rzetelnego opowiedzenia historii usunęła kompletnie na drugi plan walory rozrywkowe, czyli to, na czym Falling Skies powinno bazować.
Zobacz zwiastun odcinka:
[video-browser playlist="633545" suggest=""]Był to wyjątkowo poważny odcinek. Nie znaleziono w nim miejsca nawet na odrobinę humoru. Główne źródełko one-linerów w serialu TNT, czyli Pope, pojawiał się sporadycznie, a i Sara (Mira Sorvino) gdzieś kompletnie zniknęła. Spodziewałem się więcej po serii retrospekcji Anne, szczególnie tych sprzed inwazji. Nie pokazały one niczego, czego byśmy już wcześniej nie wiedzieli. Zabrakło tu choćby kilku scen, które pokazałyby, jak bohaterka dołączyła do rebelii i 2nd Mass. Odniosłem wrażenie, że sekwencje wizji wprowadzono do scenariusza tylko po to, aby wykorzystać nieco Roberta Seana Leonarda (mieć takiego aktora w obsadzie i używać go w gruncie rzeczy jako statystę to grzech). Nie będę nawet pastwił się nad kiełkującym wątkiem miłosnego trójkąta pomiędzy Benem, Halem i Maggie. Mam nadzieję, że twórcy szybko stłamszą go w zalążku, bo jest on naprawdę nikomu niepotrzebny.
Czytaj również: "Wrogie niebo" – ciekawostki o 4. sezonie (Comic-Con)
Można odnieść wrażenie, że 4. sezon Wrogiego nieba podzielony jest na 2 etapy. Zarysowanie odmiennego świata przedstawionego, nowej taktyki Espheni i dążenie do ponownego połączenia protagonistów zakończy się wraz z transformacją Lexi. Co scenarzyści zaoferują nam w kolejnej fazie? Trudno stwierdzić, ale jestem nastawiony do niej dość pozytywnie. David Eick i spółka nie mają wyjścia i muszą zbudować solidne fundamenty pod finałową, 5. serię. Pozostało przecież tylko 16 odcinków do końca tej kosmicznej historii.