Trzeba mu jednak oddać sprawiedliwość, że koncept miał dobry. Jego trylogia "Skok 225" zaczyna się tak naprawdę w momencie, w którym wiele innych utworów tego gatunku się kończy. W rzeczywistości stworzonej przez Edelmana świat widział już wiele: rozpad państw narodowych, wzrost znaczenia technologii zakończony buntem SI i hekatombą, po której ludzkość podnosiła się przez długie lata. Twory pseudopaństwowe powstawały i upadały, szalały grupy religijne i fanatycy ścigający wszelkie przejawy "diabelskiego" postępu, technologia zaś – powoli i nie bez oporów – ponownie wchodziła w obszar ludzkich zainteresowań i dążeń. I z tego ostatniego właśnie zrodziła się bio/logika – postapokaliptyczny święty Graal, który podźwignął społeczeństwa z kolan, otworzył nowe możliwości i pozwolił niektórym zbudować bajeczne fortuny. Bio/logika okazała się milowym krokiem w rozwoju człowieka, idealnym sprzężeniem ciała, umysłu i softu, przekształcającym ludzi w – będąc złośliwym – rodzaj biologicznego smartfona: potrzebujesz lepszego wzroku, czulszego węchu albo powalającego uśmiechu? Nie ma problemu – zakupujesz aplikację, wgrywasz, a następnie jedną myślą decydujesz, kiedy ją aktywować, bez fatygi, bez kłopotu. Nic więc dziwnego, że popyt na programy jest ogromny; a gdzie jest popyt, jest i kasa, po którą łapę wyciąga niejeden programistyczny feudokorp – w tym również ten należący do Natcha, głównego bohatera Infoszoku.

Wizja Edelmana może się podobać. Widać, że włożył sporo pracy w stworzenie całej polityczno-ekonomicznej siatki zależności między różnymi podmiotami: opartymi o model mistrz-czeladnik feudokorpami, centralnie dotowanymi memekorpami, systemem klasyfikacyjnym Primo i medycznym Dr Łaty, sprawującym władzę polityczną Nadkomitetem i jego zbrojnym ramieniem w postaci Rady Obrony i Bezpieczeństwa. Czuć przy tym, że cały system opiera się w gruncie rzeczy na dość kruchych podstawach, a mordercza konkurencja, spiski, szwindle, zakulisowe zagrywki i robienie swoich sprzymierzeńców w bambuko wcześniej czy później odbiją się na wszystkich – co oczywiście nie przeszkadza dalej kombinować. Tutaj jednak objawia się pierwszy zgrzyt w prozie Edelmana: o ile na poziomie ekonomiczno-politycznym wszystko ładnie się klei, o tyle przy przejściu na poziom społeczny całość okazuje się niejako dryfować w próżni. Świat "Skoku 225" to rzeczywistość przesiąknięta technologią: teleportacja okazuje się realna, po ulicach spacerują avatary-projekcje niemożliwe do odróżnienia od prawdziwych, a człowiek może dowolnie sterować swoją fizjologią. Ale myliłby się ten, kto spodziewałby się informacji, jak to wszystko wpłynęło na kształt społeczeństwa, jego hierarchie czy choćby kwestię seksu i relacji intymnych. Edelman zbywa to wszystko strzępkami informacji, w centrum stawiając Historię – i tylko przez nią definiowany zostaje człowiek.

Drugi problem, jaki miałem z Infoszokiem, to jego bohaterowie. Jak przystało na pełną rozmachu wizję, jest ich sporo, niektórzy mają nawet dość duże znaczenie dla fabuły, ale w ostatecznym rozrachunku niemal wszyscy okazują się równie papierowi i płascy, podpadając pod wyraźny typ pozwalający scharakteryzować ich jednym zdaniem. Mimo to nawet można ich polubić, czego niestety nie da się powiedzieć o głównym bohaterze, Natchu. W założeniu miał być piekielnie inteligentnym, ba – genialnym programistą, zdeterminowanym, żądnym sukcesu i nie znoszącym przegranej; ostatecznie skończyło się na wyjątkowo upierdliwym, socjopatycznym bucu, którego geniusz objawia się głównie w emocjonalnym szantażowaniu swoich podwładnych. Nie wspominając o typowo amerykańskim, stereotypowym wnioskowaniu "złe dzieciństwo = psychopata", jakie zaznacza się w historii jego życia… Nie da się też ukryć, że z Infoszoku wychodzi jego "debiutowość": styl Edelmana jest dość prosty, miejscami wręcz łopatologiczny – wirtuozem pióra zdecydowanie nie jest. Mimo to, a może właśnie dlatego, powieść czyta się szybko i w miarę bezstresowo, acz zdarza się, że człowiekowi skoczy ciśnienie – autor ma bowiem tendencję do wykładania wszystkich teorii wprost, najlepiej w długich i uroczystych monologach napęczniałych od patosu, w efekcie czego książka jest miejscami koszmarnie przegadana. Odrobina pracy z edytorskimi nożycami zdecydowanie by się przydała i wyszłaby z korzyścią zarówno dla dynamiki narracji, jak i fabuły. Zresztą, a propos narracji… nie da się ukryć, że Infoszok to tak naprawdę tylko wprowadzenie. Jeśli przyjrzeć się klasycznej konstrukcji dramaturgicznej, to pierwszy tom "Skoku 225" całkowicie spełnia wymagania wstępu: jest określenie czasu, podstaw świata przedstawionego, ekspozycja bohaterów, zawiązanie akcji, pierwszy zwrot akcji… i tyle. Zupełnie, jakby Edelman napisał grubą książkę, a ktoś następnie wpadł na pomysł "Hej, może lepiej to podzielmy, będziemy mieli więcej hajsu!".

Ostatecznie więc Infoszok okazuje się niczym więcej jak zapowiedzią właściwej powieści. Owszem, czyta się szybko i nie bez zainteresowania, ale płynie ono przede wszystkim z opisu poziomu referencyjnego, z poznawania podstaw rzeczywistości i ekonomiczno-politycznego kontekstu, podczas gdy ani bohaterowie, ani tym bardziej rozwodniona fabuła owego zainteresowania dostarczyć nie potrafią. W trylogii "Skok 225" niewątpliwie drzemie potencjał i mam nadzieję, że autor go wykorzysta, ale niestety ocenić trzeba nie możliwości, a efekty, a te w przypadku debiutu Edelmana są, co tu kryć, mocno średnie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj