Podobno każdy jest kowalem własnego losu i bohaterem swojej własnej historii. Jednak część ludzi wierzy, że ich poczynaniami kieruje jakaś odgórna siła - bóg, przeznaczenie czy jakiekolwiek inne zjawisko. Ale nie da się zaprzeczyć, że "ja" jest zawsze centrum świata i wyznacznikiem perspektywy, dzięki czemu wiele zjawisk i postaw jest kwestią względną i kontrowersyjną - nasze dobro może okazać się czyimś złem i vice versa, złoczyńca może postrzegać się dobroczyńcą, a dobroczyńca dla niektórych być złem wcielonym. Nie inaczej jest z perspektywą literacką, gdzie każda historia opowiedziana z perspektywy innej z osób dramatu mogłaby się nagle okazać zupełnie odmienną historią, w której granica między dobrem i złem mogłaby się zatrzeć i zdeformować pod wpływem różnic w postrzeganiu rzeczywistości; czarny charakter mógłby być bohaterem, a bohater - złoczyńcą. Kim jest wobec tego Metatron? Bogiem z władzą absolutną rozkochanym w literaturze i traktującym świat jako kolejną powieść, czarnym charakterem dążącym do unicestwienia bohaterów czy też bohaterem z dobrymi intencjami, potrzebującym czarnego charakteru, by uszlachetnić swoje działania? Po tym odcinku trudno określić to jednoznacznie i bez wahania.

Powracając po kilku sezonach do podwójnej metafory Boga wewnątrz historii (tego, który ustanawia reguły świata przedstawionego) i Boga-twórcy serialowej fikcji (showrunnera), scenarzyści nie dają na to jednoznacznej odpowiedzi, bo nadal tak naprawdę nie wiadomo, czego chce i do czego dąży boski skryba. Jaki jest jego ostateczny cel? Twórcy ponownie bawią się perspektywą i przecinającymi się wersjami rzeczywistości, wprowadzając w błąd nie tylko Castiela, ale i widza. Gubią ślady i tropy tak, że w końcu nie jest pewne, czy decyzja Casa idzie przeciwko Metatronowi, czy też doskonale wpisuje się w jego plan. Nie wiadomo, czy jego jedyny jak na razie wspólnik zorientował się już, że jest jedynie kolejną postacią dramatu, a nie jego współautorem. Czyją wersję wydarzeń tak naprawdę i ostatecznie oglądamy?

[video-browser playlist="635506" suggest=""]

Zabawa z perspektywą i manipulowaniem rzeczywistością pozwala nie tylko na stworzenie kolejnej oryginalnej formy narracyjnej (historia opowiadana bezpośrednio przez Metatrona, zwracającego się wprost do widzów albo też do Castiela, który zdaje się być odbiorcą tej opowieści), otworzenie wielu możliwości fabularnych oraz zatarcie śladów i tropów, ale też na sprytne, acz niejednoznaczne wspomnienie jednej z ulubionych przez większość widzów postaci. To wszystko pozwala tym samym na odrobinę humoru wplecionego w skądinąd dość mroczną i pesymistyczną wymowę "Meta Fiction".

Dzięki dwutorowemu prowadzeniu historii (choć można odnieść wrażenie, że chwilami tych linii fabularnych powiązanych z poszczególnymi postaciami jest więcej) odcinek ma bogatą i przeplatającą się warstwę fabularną, jest w stanie utrzymać dobre tempo i równo rozłożone zwroty akcji. Niestety zwroty te nie niosą za sobą żadnego wielkiego zaskoczenia - to raczej konsekwentne prowadzenie wątków. Jest logicznie i poprawnie, ale bez szokujących objawień. To preludium mające prowadzić do kulminacji, która nastąpi pewnie w finale sezonu. Dopiero on pokaże, czy Metatron-twórca jest jedynie poprawnym naśladowcą czy wizjonerem.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj