Cała sprawa skupia się na Callie Torres i jej pozwie sądowym. W przeciągu kilku minut zostajemy rzuceni w wir wydarzeń tłumaczony szybkimi flashbackami i cofnięciami - ten motyw zostaje wykorzystany aż do końca epizodu. Co jakiś czas jesteśmy świadkami wydarzeń poprzedzających, ale na szczęście po chwili wszystko staje się niezwykle czytelne.
Chodzi do olimpijczyka i dumę narodu amerykańskiego w sportach zimowych. Travis to sportowiec jeżdżący na snowboardzie. Cristina Yang wstawiła mu zastawkę serca, co wcale nie spowolniło jego kariery, a wręcz ją przyspieszyło. Przychodzi więc z kolejnym problemem - stawami. Chciałby wstawić nowe łączenia eksperymentalną metodą, a Yang poleciła dr Torres, która jest najlepsza. I tak zaczyna się początek piekła.
Dzięki kolejnym cofnięciom w czasie dowiadujemy się, że podczas operacji doszło do szeregu nieszczęśliwych zbiegów okoliczności. Chusta pozostawiona w nodze, potem stopniowe obumieranie kończyn, kolejne operacje, wreszcie całkowita amputacja obu nóg. Wydarzenia te, przedstawione w formie krótkich wstawek, są niezwykle emocjonujące i trzymają w napięciu.
Najważniejsza jest jednak forma, w jaką twórcy ubrali odcinek. Niemal cała akcja dzieje się na sali sądowej, gdzie trwa rozprawa. Jako że Callie zrezygnowała z ugody, musiało się to tak skończyć. Podobnie zareagowała reszta zarządu, wspierając Torres w tych trudnych chwilach - a kiedy tylko popatrzymy na adwokata Travisa, to jest się czego obawiać. Czarujący, postawny prawnik uwodzi ławę przysięgłych, niszcząc lekarzy i siejąc ziarno powątpiewania. Także widzowie zastanawiają się, czy Callie przypadkiem nie popełniła znaczących błędów i nie okaleczyła sportowca na całe życie.
[video-browser playlist="633864" suggest=""]
Szczegóły. To one są najważniejsze w odcinku. Szczegóły takie, jak szukanie odpowiednich rajstop, spojrzenia, rozmowy, a przede wszystkim wsparcie bliskich. Rozprawa to także pretekst do rozważań, czy Callie nie była rozkojarzona. A jeżeli była, to przez kogo? W ten sposób docieramy do problemów w związku jej i Arizony. I tutaj wielka niespodzianka - dowiadujemy się, co było bezpośrednią przyczyną zdrady Arizony. Poszło o dziecko, a właściwie ciążę dr Robbins. Nie wiem, czy scenarzyści specjalnie czekali z taką bombą na ten właśnie odcinek, ale wielkie brawa za rozwiązanie. Nareszcie (mimo że wydawać się to może nieco przekombinowanie) wszystko staje się sensowne, a dziwne zachowanie Arizony nabiera nowego wymiaru.
Bo i kwestia związku Torres oraz Robbins jest tutaj bardzo ważna, szczególnie że pojawia się ojciec Callie i rzuca nowe światło na kwestie małżeństwa, miłości itd. Dzięki temu na samym końcu jesteśmy świadkami czegoś ważnego - Torres jest gotowa wybaczyć. Może to trwać, ale zrobiła pierwszy, najważniejszy krok. Tylko co z biedną Murphy?
Ósmy odcinek Chirurgów nie jest pozbawiony błędów. Cała rozprawa jest pokazana w mocno umowny sposób i na pewno nie jest to Żona idealna. Nie ma to jednak znaczenia - emocje, które płynęły z ekranu, nadrabiają niedoskonałości. Wszystkie porażki, przegrane i błędy Torres w ten czy inny sposób zaważyły na jej życiu. Szczególnie gdy zobaczymy, że przez małą nieuwagę doprowadziła do kalectwa sportowca (nie, nie chodzi o błąd podczas operacji, a raczej o nieprzeczytanie pewnego listu). W ten sposób finał odcinka, kiedy wszyscy cieszą się zwycięstwem, ma taki gorzki wydźwięk. Bo czasami wygrana oznacza przegraną. Naszą. Wewnętrzną.