Wszystko wszędzie naraz to film science fiction, który porusza bardzo popularną ostatnio (szczególnie w kinie superbohaterskim) koncepcję multiwersum. Evelyn to kobieta w średnim wieku, która wiedzie spokojne i nieco bezbarwne życie. Prowadzi pralnię, nie może dogadać się z córką, ma kłopoty małżeńskie i ojca, któremu chce się przypodobać. Do tego wredna urzędniczka robi jej pod górkę z podatkami. To wszystko zmienia się, gdy pewnego dnia Evelyn odwiedza odpowiednik jej męża z innego wymiaru i mówi jej o multiwersum, które może ocalić tylko ona... Tak zaczyna się szalona walka z pewną młodą osóbką, która odpowiada za zło w wieloświecie. Sama koncepcja filmu jest tak świeża i interesująca, że potrafi wciągnąć widza i pozostawić go na krawędzi fotela do samego - przedziwnego, ale również bardzo emocjonującego - finału. Duet reżyserski dobrze wykorzystał budżet. Twórcy nie dostali kontenerów z dolarami, które ma do dyspozycji  między innymi MCU, ale bardzo pomysłowo wykorzystali temat multiwersum i samego przechodzenia między kolejnymi wymiarami. Na początku nie mogłem się do tego przekonać, ale z każdą następną minutą było tylko lepiej i lepiej, gdy zaczęto odkrywać kolejne warstwy intrygi i dziwne, szalone pomysły fabularne. Czegoś tak oryginalnego nie widziałem na dużym ekranie od dobrych kilku lat. I nie ukrywam, że chętnie zobaczyłbym kolejną część przygód Evelyn i jej bliskich.
fot. materiały prasowe
Jednak przy tych wszystkich szalonych, wręcz niemieszczących się w głowie pomysłach Wszystko wszędzie naraz to również przepiękna opowieść o rodzinie i  trudnych relacjach między jej członkami. Science fiction to przykrywka dla przedstawienia bardzo mocnego ładunku emocjonalnego. Michelle Yeoh doskonale odnajduje się w roli, która wymaga od niej umiejętności kaskaderskich, jednak najlepsze momenty otrzymujemy, gdy jej postać musi zmierzyć się ze swoim życiem, które może nie jest doskonałe, ale wbrew pozorom najlepsze z możliwych. Aktorka buduje fantastyczną relację ze Stephanie Hsu, która wciela się w jej córkę, ale również w jeszcze jedną postać - więcej nie zdradzę, żeby nie psuć zabawy osobom, które jeszcze nie widziały filmu. Ich więź jest najmocniejszym punktem produkcji i elementem, który cementuje inne składowe opowieści. Finałowa scena między nimi potrafi wywołać szczere wzruszenie. Fantastyczne ekranowe trio domyka Ke Huy Quan jako mąż Evelyn. Postać jest nieprzewidywalna, a aktor miał trudne zadanie do wykonania. Film jest prawdziwym miszmaszem gatunkowym. Mamy dramat rodzinny, science fiction, romans, komedię, a nawet azjatyckie kino kopane. Sceny akcji są fantastycznie zrobione, bardzo pomysłowe - zostają z nami na długo po seanse, bo wyglądają jak mieszanka wspomnianego kina kopanego z Matrixem. Być może to jedne z lepszych scen walki wręcz, jakie widziałem w ostatnich latach. Najważniejsze, że reżyserski duet, Daniel Kwan i Daniel Scheinert, potrafi sprawnie połączyć te wszystkie, wydawać by się mogło, nie do końca pasujące do siebie konwencje. Opowieść potrafi zachwycić, wzruszyć i rozbawić do łez. Humor nie wszystkim przypadnie do gustu, ale do mnie trafił. Trzeba pochwalić też rolę Jamie Lee Curtis, która świetnie wykorzystuje swój talent komediowy. Wszystko wszędzie naraz to w zalewie ogromu sequeli, prequeli i spin-offów film nietuzinkowy, bardzo oryginalny w swojej koncepcji. Oferuje ogrom emocji, świetne aktorstwo i sekwencje, które w przyszłości będzie można uznać za kultowe. Jak najbardziej polecam. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj