Nad wydawnictwem JaMas gromadzą się ciemne chmury. Nie dość, że sprawa z morderstwem nadgorliwego redaktora, zabójcy przysłówek (przedstawiona w pierwszej części "cyklu wydawniczego" Marty Kisiel, czyli Nagle trup) ciągnie się za nim niczym guma do żucia przylepiona do podeszwy, to jeszcze ojciec dyrektor, uzależniony od ciasteczek i nieumiejący skupić się na jednym sensownym zdaniu, przybywa z hiobową wieścią – JaMas traci prawa do kury znoszącego złote jaja, czyli książek kucharskich siostry Apostazji. Czy firmę czeka zmiana profilu wydawniczego? Zapewne. Czy można wymyślić coś bardziej adekwatnego niż kryminały w tonie posępnym? Raczej nie. I tak w ramach ostatniej deski ratunku bohaterowie z Nagle trup – kierownik pecha (promocji i handlu, z pominięciem handlu) zwany pieszczotliwie Sztywnym, sekretarka pod postacią barczystego, wytatuowanego i zorientowanego na płeć przeciwną (prawie męża) Arkadiusza Krawczyka oraz starszy posterunkowy Michał Mogiła w roli wykładowcy-praktyka – wyruszają w dzicz i głuszę, by poprowadzić warsztaty pisania kryminałów dla piątki debiutantów. Pogoda jest listopadowa, warunki raczej polowe, jedzenie fatalne, woda zimna, zasięgu i internetu, o zgrozo, brak – cóż zatem może pójść nie tak? Zwłaszcza gdy między Szumnym a Krawczykiem coraz bardziej iskrzy, wszyscy zapędzeni do pisania autorzy prezentują osobowości arcyciekawe i kontrastowo arcydziwne, a człowiek od spraw medialnych znika jak sen złoty. Wygląda na to, że starszy posterunkowy Michał Mogiła będziesz musiał poprowadzić nie tylko warsztaty, ale i coś w rodzaju śledztwa.
Źródło: Mięta
Marta Kisiel w komedii kryminalnej (czy kryminału komediowego) nie zawodzi. Językowo to ponownie majstersztyk. Postacie są barwne i charakterne, niekiedy nieco złośliwie zarysowane, środowisko autorsko-wydawnicze jawi się jako prawdziwa Sodoma i Gomora w oparach absurdu, a pisarze twierdzą, że pisanie wcale nie jest sednem ich życia, zwłaszcza gdy dopada ich blokada pisarska, zatem zdesperowany kierownik pecha próbuje przekazać im magiczne sposoby radzenia sobie z brakiem weny. W grę wchodzą także: nietypowe zabezpieczanie śladów za pomocą gęstej owsianki z solą, przypiekane nad ogniskiem kanapki z chleba tostowego, masła orzechowego i pianek marshmallows, straszliwe skutki półpaśca czy cyfrowa inwazja dikpików.
Całość powieści stanowi mieszankę wybuchową, przy której czytelnik co chwila parska śmiechem, chichocze jak hiena lub kwiczy z radosnej satysfakcji. Wtem denat, podobnie jak pozostałe komedie kryminalne Marty Kisiel, zdecydowanie nie nadaje się do czytania w przestrzeni publicznej, jeśli nie chcemy zwracać na siebie uwagi otoczenia. Pochłaniając historię warsztatów prowadzonych przez „przeklęte” wydawnictwo JaMas, nie da się nie zaśmiać w głos choć raz. Dlatego też z miłym dreszczykiem możemy oczekiwać na „ciąg dalszy nastąpi”, który powinien nastąpić… wkrótce?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj