Apple TV+ postawiło na kolejną adaptację znanej powieści. Tym razem to Wybrzeże Moskitów. Opowieść o rodzinie Foxów, którzy żyją w zgodzie z naturą i odrzucają zdobycze technologiczne, takie jak telewizor czy telefon komórkowy. Okazuje się jednak, że taki rygor wynika również z innej kwestii. Otóż głowa rodziny, Allie, jest poszukiwany przez amerykańskie władze w związku ze swoją działalnością z przeszłości. Nasi bohaterowie są zmuszeni do ucieczki do Meksyku. Przeprawa przez granicę i siedzący im na ogonie agenci okazują się tylko początkiem kłopotów.  Mam wrażenie, jakby twórcy cały 1. sezon poświęcili na wprowadzenie postaci i zależności między nimi. Cały czas utrzymują aurę tajemnicy, która od początku unosi się nad postacią Alliego i kwestią czynów, za które jest poszukiwany. Tak naprawdę do końca sezonu nie poznajemy szczegółów tej sprawy i przez to miejscami intryga bywa męcząca. Cały debiutancki sezon wygląda tak, jakby scenarzyści w ogóle nie chcieli rozwijać intrygi, tylko budować podwaliny pod potencjalną kolejną serię, w której w końcu zdecydują się wszystko wytłumaczyć. Taki zabieg sprawdza się na początku odsłony, ale później twórcom brakuje argumentów, którymi przyciągnęliby widza przed ekran. Nie ukrywam, pierwsze odcinki bardzo mnie wciągnęły, jednak miałem problem z drugą połową 1. sezonu.  Miałem wrażenie, że scenarzyści na bieżąco musieli wynajdować kolejne przeszkody głównym bohaterom. Twórcy, mimo pewnych narracyjnych problemów szczególnie w pierwszej połowie sezonu, potrafią odpowiednio zbudować napięcie, a kilka scen to prawdziwe perełki. Najlepszym przykładem jest ta, w której Foxowie oraz przemytnicy spotykają na pustyni samozwańczą milicję pilnującą granicy z Meksykiem. Udało się w niej stworzyć bardzo gęstą atmosferę, którą można kroić nożem aż do kulminacji w postaci strzelaniny. To samo tyczy się choćby sceny, w której Allie zostaje zatrzymany na dworcu przez stróżów prawa, by chwilę później zostać uwolniony przez swoją córkę Dinę. Jeśli chodzi o umiejętnie stopniowanie napięcia, by widz w niektórych sekwencjach siedział na krawędzi fotela, to twórcy wychodzą z tego zadania obronną ręką.  Produkcja wygrywa postaciami głównych bohaterów. Aktorskiemu kwartetowi, który wciela się w członków rodziny Foxów, udało się znakomicie zbudować relację pomiędzy swoimi postaciami. Tak naprawdę w każdej scenie czuć kotłujące się emocje, które zespalają familię, od miłości i absolutnego zaufania po zwątpienie i gniew. Postacie sprawdzają się jako autonomiczni bohaterowie, jednak najlepiej ogląda się ich na ekranie, gdy działają jako bardzo zgrany kolektyw, choćby w scenie ucieczki do Meksyku czy wyciągnięcia Charliego z posterunku policji. Allie, w którego wciela się Justin Theroux (autor powieści, Paul Theroux to wujek aktora), to świetnie skonstruowana postać, swoisty MacGyver, który zawsze znajdzie alternatywne rozwiązanie do zaistniałej sytuacji. A przy tym Theroux potrafi wtłoczyć w swojego bohatera sporą dawkę charyzmy oraz rodzaj trochę despotycznej, nieznającej sprzeciwu natury. Świetnie prezentuje się również Melissa George jako Margot, żona Alliego. Aktorka znakomicie operuje twardą, bezkompromisową stroną postaci z jej emocjonalnością. Słowa uznania należą się również Logan Polish i Gabrielowi Batemanowi, którzy portretują Dinę i Charliego. Na początku myślałem, że będą to po prostu zagubieni, nastoletni bohaterowie, jakich wiele. Jednak im historia bardziej się rozwijała, tym ciekawszą metamorfozę przechodzili, w silne, umiejące odnaleźć się w trudnych warunkach postacie.  Natomiast nie za bardzo wykorzystano potencjał postaci drugoplanowych w 1. sezonie. Szczególnie Chuy, który miał ogromne pole do rozwoju, gdzieś zniknął w drugiej połowie serii. Miał on bardzo ciekawy (na papierze) wątek związany z kartelem, jednak twórcy potraktowali go bardzo mocno po macoszemu. Podobnie ma się kwestia Lucrecii, która zapowiadała się na naprawdę dobry czarny charakter, bezwzględną szefową kartelu. Koniec końców stała się zwykłą, kliszową antagonistką, która jest zła, bo jest zła. Tak samo źle potraktowano duet agentów ścigających Foxów. Mogli oni wnieść o wiele więcej do historii, szczególnie w przypadku agentki i jej relacji z Diną, jednak ostatecznie wyglądało to tak, jakby scenarzyści nie mieli pomysłu na postacie.
fot. Apple TV+
Jednak należy zaznaczyć, że Wybrzeże Moskitów sprawdza się jako gatunkowy miszmasz. Na ekranie spotykamy między innymi dramat rodzinny, mroczny thriller, produkcję sensacyjną i opowieść drogi. Zwykle, jeśli zbyt wiele różnych motywów zostanie zaaplikowanych do jednej produkcji, to w pewnym momencie zaczynają się one gryźć. W przypadku serialu Apple TV+ tak się nie dzieje i muszę przyznać, że poszczególne kwestie zgrabnie ze sobą współgrają. Gdyby jeszcze w parze z dobrą gatunkową mozaiką szła świetna intryga, to byłoby naprawdę dobrze. Wybrzeże Moskitów to serial z wielkim potencjałem, który w 1. sezonie został wykorzystany połowicznie i bardziej skupiono się na budowaniu wątków pod potencjalną, 2. serię. Świetni bohaterowie, udany romans gatunków i ciekawe pomysły inscenizacyjne to jego najmocniejsze strony. Szkoda tylko, że sama historia nie mogła być trochę lepiej napisana. Jednak koniec końców to serial wart uwagi, który ogląda się dobrze, mimo pewnych mankamentów. Ode mnie 7/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj