Mimo wątpliwości i oporów, FBI decyduje się pójść na układ z Raymondem Reddingtonem i w ten sposób nawiązuje się jego stała współpraca z Lizzy Keen, rozpoczynając zemstę na ludziach z tytułowej Czarnej Listy. W tym tygodniu na jej czele stoi wyjątkowy zabójca, który realizuje zlecenia morderstw, pozorując wypadki, eliminując dużą liczbę cywili. Jak obiecał Reddington - FBI nie miało pojęcia, że ktoś taki, jak Wolny Strzelec, w ogóle istnieje. Sprawa tygodnia jest dość interesująca, bo kończy się zaskakującym zwrotem akcji i umacnia więź, jaka zaczyna się tworzyć między Elizabeth a Raymondem. Poza nimi jednak, żaden bohater nie przykuł mojej uwagi. Wszyscy wydają się bezbarwni, a Diego Klattenhooff jest tak samo irytujący, jak był w Homeland.
Nadal nie wiemy, dlaczego Red wybrał akurat Lizzy i dlaczego tylko z nią chce współpracować. Zagadka ta będzie z pewnością rozwiązywana przez cały sezon, a w każdym odcinku poznawać będziemy mały element układanki. Mam nadzieję, że wątek główny zostanie eksploatowany ze zdecydowaniem, a jego rozwiązanie zaskoczy nas wszystkich, bo to on jest w serialu najciekawszy i na nim spocznie odpowiedzialność za utrzymanie napięcia i tajemnicy. Obawiam się bowiem, że proceduralny charakter Czarnej listy zacznie się z czasem wyczerpywać, a wtedy to motyw przewodni będzie musiał sprawić, że widz nadal zostanie przy serialu.
[video-browser playlist="634826" suggest=""]
Oczywiście wciąż największą zaletą Czarnej listy jest James Spader, który spisuje się fenomenalnie. Jego magnetyczna osobowość sprawia, że Raymond jest bardzo charyzmatyczny, skomplikowany i interesujący. Staje się zagadką wartą rozwiązania. Partnerująca mu Megan Boone (co się stało z jej fryzurą?!) wypada tylko nieźle, ale postać Elizabeth Keen ma potencjał. Udowadnia to końcówka odcinka, kiedy Lizzy postanawia wybrać trzecią opcję i w stosunku do tego, co odkryła o swoim mężu, zachować się neutralnie. To kolejny wątek, który może stać się dość interesujący - będziemy obserwować jej interakcje z Tomem, podczas których na pewno zrobi wszystko, by poznać prawdę. Główna bohaterka ewoluuje na naszych oczach, ucząc się od Reda gorzkiej prozy życia.
The Blacklist to serial z dużym potencjałem. Jeśli wątek główny będzie sukcesywnie rozwijany, a widzom zapewni się trochę zaskakujących zwrotów akcji i dużą dawkę Jamesa Spadera, to w efekcie może być całkiem nieźle. Produkcja jest efektowna, ma momenty, które bawią, a dialogi stoją na przyzwoitym poziomie. Z przymrużeniem oka trzeba patrzeć na ciamajdowatych agentów FBI, z których Red robi totalnych głupków; nie warto też przejmować się drobnymi nieścisłościami czy lukami logicznymi w fabule. Produkcja ta ma zapewniać rozrywkę i - przynajmniej na razie - nieźle spełnia swoją rolę.