X-Men: Bitwa Atomu to komiks stworzony na pięćdziesiątą rocznicę powstania najsłynniejszej grupy homo superior, będący jednocześnie kontynuacją czterech serii o mutantach, ukazujących się w ramach Marvel Now! (All New X-Men czy Wolverine i X-men). Za warstwę fabularną recenzowanego dzieła odpowiada tercet doświadczonych scenarzystów komiksowych: Brian Michael Bendis, Jason Aaron i Brian Wood, a opowieść wypełniona jest mnóstwem klasycznych postaci, nagłych zwrotów akcji oraz potężną dawką czystej akcji. Mutanci wszystkich epok – łączcie się!
W wyniku dramatycznych wydarzeń profesor Charles Xavier poniósł śmierć, a jego zwarta drużyna podzieliła się na dwie zwalczające się frakcje. Wolverine przewodzi mutantom skoncentrowanym wokół szkoły zmarłego profesora, natomiast Cyclops zaczyna przejawiać iście rewolucyjne zapędy. Wątki te zostały umiejętnie rozwinięte w wydawanych u nas seriach Uncanny X-Men oraz All-New X-Men. Konsekwencją tychże zdarzeń były działania Hanka McCoya dążącego do uspokojenia napiętych stosunków pomiędzy niegdysiejszymi sprzymierzeńcami. Bestia niespodziewanie sprowadza do swych czasów oryginalną piątkę X-Men, co doprowadza do tragicznych scen poprawnie rozpisanych w niniejszym woluminie.
Komiks rozpoczyna się od istnego trzęsienia ziemi, a napięcie nie spada choćby na moment. W All New X-Men: Battle of the Atom pojawiają się dziesiątki rozpoznawalnych mutantów, łącznie z przybyszami z przyszłości oraz paralelnych rzeczywistości. Utalentowani twórcy serwują nam różne wcielenia tych samych bohaterów, pochodzące z różnych serii i epok – czego najlepszym przykładem jest wyszczekany Iceman oraz charyzmatyczny Cyclops. Otrzymujemy również kilka nietypowych, acz ciekawie wykreowanych postaci, na czele z wnukiem profesora Xaviera, podstarzałym Deadpoolem czy Bestią w zaskakującej odsłonie. Nagłe zmiany plenerów i lokacji w ostatecznym rozrachunku nie sprzyjają zwartej opowieści. Cieszyć może chwilowa wizyta w dystonicznej rzeczywistości z dalekiej przyszłości, a także epizodyczny występ agentów S.H.I.E.L.D, na czele z rewelacyjnie ukazaną Marią Hill.
Bendis, Aaron i Wood dostarczają nam kilka ciekawych wątków oraz zaciętych konfrontacji pomiędzy mutantami. Niestety całość zbytnio się nie klei, w scenariuszu znajdziemy wiele nielogicznych rozwiązań oraz nieprzemyślanych decyzji poszczególnych postaci (vide: Wolverine czy pierwotne wersje Cyclopsa i Jean Grey). Słabo wypadają także momentami wiejące nudą dialogi pomiędzy poszczególnymi herosami, a ich interakcje zostały słabo zarysowane (różne wariacje Icemana czy wydawałoby się mocny duet Wolverine-Deadpool). Uznani scenarzyści nie silą się również, aby ukazać coś oryginalnego i niepowtarzalnego, powielają wyłącznie stałe schematy wykorzystywane w komiksach z uniwersum X-Men (nietolerancja, prześladowanie mutantów, podróże w czasie).
Strona wizualna rzeczonego albumu również zbytnio nie zachwyca. Ot, poprawne, chwilami tylko wybijające się ponad przeciętność rysunki znanych ilustratorów, odpowiedzialnych za pozostałe serie X-Men z Marvel Now! (Chris Bachalo, Stuart Immonen). Zaskakująco słabo wypadają grafiki Esada Ribica, niezbyt pasujące do rozbuchanej fabuły i estetyki komiksu typowo superbohaterskiego. Jeszcze gorzej prezentują się plansze stworzone przez Davida Lopeza, a nade wszystko Giuseppe Camuncole’a.
Bitwa Atomu to komiks skierowany przede wszystkim do najwierniejszych fanów X-Menów. Pozostali czytelnicy poczują się rozczarowani tą dobrze zapowiadającą się mini serią.