"XIII: Le jour du Mayflower" to nieoczekiwany powrót (po kilku latach nieobecności na polskim rynku) jednej z najpopularniejszych europejskich serii komiksowych. Nieoczekiwany, ponieważ zgodnie z deklaracją scenarzysty Jeanna Van Hamme poprzedni, dziewiętnasty tom miał być finałem snutej przez wiele lat historii. Owszem, w międzyczasie powstała odpryskowa seria "XIII Mystery", wydawało się jednak, że główna historia rzeczywiście dobiegła końca, a Jason Mac Lane alias... (tu pojawiłaby się bardzo długa lista nazwisk, pod którymi znaliśmy bohatera) wreszcie będzie prowadził spokojne życie zwykłego obywatela. Cóż, prawa rynku są nieubłagane i oto możemy cieszyć się z dalszego ciągu. I naprawdę, biorąc pod uwagę popularność serii oraz rozpoznawalność głównego bohatera, nie ma w tym fakcie nic zdrożnego. Bohater komiksu, najbardziej znany jako numer XIII, to jedna z najbardziej zapadających w pamięci komiksowych postaci. Kilkanaście lat temu ciekawym eksperymentem wydawnictwa Siedmioróg było jednoczesne rzucenie na rynek sześciu pierwszych tomów serii. Wspominam lekturę tego zestawu jako jedno z najwspanialszych czytelniczych doświadczeń. Intryga była tak niesamowicie wciągająca, że kiedy dotarłem do finału szóstego tomu, nie wiedziałem, co mam ze sobą począć w oczekiwaniu na pojawienie się kolejnych części. Nic dziwnego - podczas pisania pierwszych tomów "XIII" Van Hamme był u szczytu formy, równolegle tworząc choćby najlepsze odsłony "Thorgala". Prawda jest taka, że tylko tomy z numerami 7 i 8 trzymały jeszcze podobny poziom, kolejne nie budziły już podobnej ekscytacji. Mimo wszystko jest to rodzaj opowieści uzależniającej, w przypadku której jeśli istnieje jakikolwiek ciąg dalszy, to czytelnik po prostu musi go poznać. Scenarzysta nigdy nie ukrywał, że inspiracją dla "XIII" była "Tożsamość Bourne'a" Roberta Ludluma - i tu, i tam bohater tracił pamięć, a jego uwikłanie w globalną szpiegowską intrygę gwarantowało efektowną, pełną stopniowo odkrywanych tajemnic z przeszłości fabułę w sensacyjno-przygodowej oprawie z prawdziwego zdarzenia.
XIII #20: Dzień Mayflower
  W dwudziestym tomie dają o sobie znać demony przeszłości Jasona Mac Lane'a. Mieszka na odludziu w domu, który otrzymał w spadku od pojawiającej się na samym początku historii pary. Van Hamme po rzekomym finale historii pozostawiał bohatera z wciąż nie odzyskanymi w pełni wspomnieniami. W najnowszej odsłonie numer XIII poddaje się zaawansowanej naukowo, eksperymentalnej terapii, która ma umożliwić pełne odblokowanie pamięci. I to jest właśnie coś, czego obawiają się pewne siły - zarówno te stojące kiedyś za szeroko zakrojonym Spiskiem Dwudziestu, który doprowadził do śmierci prezydenta USA, jak i niewiele się od nich różniące w sposobach działania sfery rządowe. Po pierwszym etapie neurochirurgicznego eksperymentu bohater przypomina sobie kolegę ze szkoły, który później telefonicznie udziela mu kilku wskazówek, nie wiedząc, że zetknięcie się z Mac Lane'em z reguły rodzi poważne konsekwencje dla postronnych osób. Bohater po raz kolejny zostaje wplątany w diaboliczną intrygę, która tym razem za sprawą pozyskanych nowych danych sięga w przeszłość głębiej, niż moglibyśmy się spodziewać. Wskazówką niech będzie tu sama okładka i tytuł najnowszego albumu. Na niej widać też najważniejszą zmianę, jaka nastąpiła po wznowieniu serii. Czytaj również: Nowy Asteriks jesienią Za stworzenie "XIII: Le jour du Mayflower" odpowiada nowa para twórców. Znany z przejęcia po Van Hammie serii o Thorgalu Sente obecnie budzi w czytelnikach opowieści o dzielnym Wikingu coraz bardziej mieszane uczucia. Na szczęście jego praca nad dwudziestym tomem "XIII" nie powinna wywoływać negatywnych emocji. Fabuła toczy się wartko, ujawnione zostają kolejne (jak się okazało - niebezpieczne) fakty z przeszłości bohatera. Oprócz starych znajomych pojawiają się nowe postacie, które już zdążyły zamieszać w życiu Jasona Mac Lane'a. Nawet współczesne nowinki techniczne, jak chociażby Facebook, wpisują się w ponadczasowość historii, która - podobnie jak to jest w przypadku komiksowych superbohaterów - zdołała zyskać status popkulturowego fenomenu. Na stanowisku rysownika Williama Vance'a zastąpił Jigounov, operujący podobnie realistyczną kreską co poprzednik, dzięki czemu już po kilku stronach przestajemy odczuwać różnicę stylów. "XIII" toczy się dalej i choć może nie zmusza czytelnika do obgryzania paznokci z napięcia, wciąż jest intrygującą opowieścią o nieustępliwie poszukującym klucza do własnej tożsamości, pokrzywdzonym i miotanym przez los bohaterze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj