Rebecca F. Kuang ponownie sprezentowała czytelnikom powieść. Yellowface jest odrobinę lepsza niż niedawno wydany Babel. Miłośnicy jej twórczości będą zachwyceni, a ci marudzący powiedzą, że nie wyciągnęła prawie żadnych wniosków.
Przyznam, że po Yellowface sięgnęłam z dużą ciekawością. Sposób prowadzenia narracji i zabieg, który wykorzystała Rebecca F. Kuang, nawet mnie ożywiły, ale potem moje nadzieje zostały rozwiane.
Główna bohaterka to początkująca pisarka June. Ma ona przyjaciółkę, która przewyższa ją pod względem umiejętności pisarskich i popularności. Rywalka dość szybko zostaje usunięta z akcji powieści, a June przywłaszcza sobie jej prawie dokończony tekst i decyduje się go wydać pod własnym nazwiskiem. O co chodzi z tą wspomnianą przeze mnie oryginalnością? No cóż, Kuang zaprasza nas do głowy głównej bohaterki. To wymusza także narrację pierwszoosobową, co może nie wpływa specjalnie na jakość powieści, ale całość czyta się błyskawicznie. Warto wspomnieć, że głównej bohaterki nie da się lubić. To okropna osoba. Egoistka do kwadratu. Złe rzeczy usprawiedliwia w sposób balansujący na granicy absurdu.
To, że główna bohaterka jest pisarką, a także wątki związane z publikacją książki sprawiają, że mamy okazję przyjrzeć się od środka rynkowi wydawniczemu. A tam znów dostrzegamy rasizm i nierówności, ale jest to nieco bardziej wyważone niż w Babel. Owszem, Kuang w kwestii ważnych tematów nie stawia czytelnika pod tablicą i nie wmawia, co jest dobre, a co złe, ale… Wciąż jest to wszystko toporne.
Pisarce wciąż brakuje finezji. Mam nadzieję, że jestem złym prorokiem, ale nie wydaje mi się, żeby coś z tym zrobiła. Wymagałoby to pewnego wysiłku. Z drugiej strony – dlaczego miałaby to robić. Jest w końcu niesłychanie popularna i ma liczne grono fanów. Jednocześnie autorka stara się puszczać do czytelników oczko, bo w powieści poniekąd opisuje samą siebie. Podkreśla, że jest świadoma tego, jak niektórzy odbierają jej powieść.
Yellowface jest także książką o ocenianiu książki i o późniejszym życiu dzieła w popkulturze. Podkreśla też, jak ważnym narzędziem do zdobycia pisarskiej popularności jest chociażby Twitter. Kuang zna się na współczesnym medialnym świecie. Ten zabieg jednak bardzo zawęża krąg odbiorców. Trzeba się orientować we współczesności, żeby się po prostu nie pogubić. To, jak patrzymy oczami June na social media, sprawia, że dość łatwo się z nią utożsamiamy. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie śledził komentarzy pod swoim zdjęciem czy liczby lajków pod tekstem.
Podsumowując, książkę czyta się błyskawicznie, ale to w dużej mierze zasługa narracji pierwszoosobowej. Brak elementów fantastycznych można uznać za plus. Kilka razy można się uśmiechnąć półgębkiem podczas lektury, ale z pewnością nie tego oczekiwała Kuang. Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej, zwłaszcza że zakończenie Yellowface jest bardzo dobre.